Klasa czwarta ma zajęcia w sali balowej, a sala gimnastyczna urządzona jest w dawnej jadalni. Każde pomieszczenie Szkoły Podstawowej w Podzamczu opowiada historię dawnych właścicieli.
Zimą czy też wczesną wiosną, kiedy brakuje zieleni pałac w Podzamczu wygląda szaro. Jednak nawet wtedy robi imponujące wrażenie. To, że coś pozostało po latach jego świetności zawdzięcza szkole, która od 1956 roku się tutaj znajduje. - To niesamowite miejsce, które jeszcze niecałe 100 lat temu było domem rodzinnym państwa Rulikowskich. Przetrwało II wojnę światową, niestety nie przetrwało grabieży i zniszczeń, jakie nastąpiły po nacjonalizacji majątku. Dzięki temu, że w pałacu zorganizowano szkołę, wciąż możemy oglądać resztki jego świetności - mówi Anna Ciechan dyrektor szkoły. I choć dla uczących się tu dzieci, to zwyczajna szkoła, jak każda inna, to po latach, jako jej absolwenci rozumieją, że przyszło im uczyć się w miejscu niezwykłym.
Szkoła jest mała, bo liczy tylko 50. uczniów. Mała oznacza jednak, że dla każdego nauczyciele mają czas i nie ma możliwości schować się za plecy kolegi by nauczyciel nie wyegzekwował zadanej pracy czy wiedzy. To daje rezultaty. Uczniowie z Podzamcza z powodzeniem uczestniczą w różnych konkursach i przeglądach zdobywając laury.
To, czego im brakuje to plac zabaw z prawdziwego zdarzenia czy orlik. Niestety pałac jest pod pieczą konserwatora zabytków i nie ma szans na zbudowanie tu boiska. - To minusy uczenia się w zabytkowym obiekcie. Na szczęście w pobliskiej Mełgwi czy Świdniku nie brakuje obiektów sportowych, więc nasze dzieci korzystają z nich, jak tylko mogą - mówi pani dyrektor.
W 2012 roku gmina Mełgiew, do której pałac należy, wystawiła go na sprzedaż. Jeśli znalazłby się kupiec, trzeba by zbudować nową szkołę. Z jednej strony dla uczniów byłby to zysk, z drugiej strata. W końcu nie każdy może powiedzieć, że miał gimnastykę w pałacowej jadalni, a informatyki uczył się w oranżerii.
Więcej o pałacu w Podzamczu w kolejnym "Gościu Niedzielnym".