Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Oko artysty, dokładność aptekarza

Przepis na arcydzieło według Artura Kowalczyka: guma arabska z dwuchromianem potasu. Składniki połączyć i dobrze wymieszać.

Emerytowany zawodowy żołnierz do swojej pasji z dzieciństwa wrócił kilka lat temu. – Gdy po 25 latach przeszedłem w stan spoczynku, zapragnąłem zająć się fotografią, ale nie zwykłą fotografią cyfrową. Ona jest zbyt przewidywalna – opowiada. – Pstryk i już, zdjęcie jest. Nawet jeśli trzeba poświęcić chwilę na obróbkę, to i tak człowiek nie wkłada w to jakiegoś wielkiego wysiłku – mówi. Zupełnie inaczej jest z fotografią wykonywaną w technikach szlachetnych. Każde zdjęcie wymaga ogromnej pracy, często kilkudniowej, i nigdy nie otrzymamy, nawet z tego samego negatywu, drugiego takiego samego zdjęcia. – Nie uda się nigdy idealnie powtórzyć proporcji składników wykorzystywanych do powstania fotografii – wyjaśnia. Pokazuje biały papier formatu A4, na którym powstają czarno-białe zdjęcia – To nie jest zwykły papier – podkreśla. – To specjalny papier akwarelowy, który jest odporny na wodę. Żeby mógł być wykorzystywany do technik szlachetnych, musi wytrzymywać długotrwałe moczenie – dodaje.

Fotograf farmaceuta

Niewielki pokój pana Artura przypomina aptekę. Oprócz komputera, specjalnych drukarek i różnego rodzaju sprzętu do naświetlania zdjęć, z szafek i szuflad wyłaniają się fiolki z preparatami chemicznymi. – Podstawowym składnikiem, który uczula papier, jest guma arabska – wyjaśnia pasjonat. – Jeśli połączymy ją z dwuchromianem potasu, powstanie światłoczuła substancja. Najpierw jednak papier trzeba odpowiednio przygotować. – Cztero-, czasami pięciokrotnie pokrywam go warstwą żelatyny spożywczej, która zapobiega wsiąkaniu pigmentów w głąb papieru – wyjaśnia. Żelatyna się ścina i tworzy odpowiednią bazę emulsji fotograficznej. Potem trzeba pokryć papier roztworem formaliny. Gdy papier jest już odpowiednio przygotowany, można przystąpić do mieszania gumy arabskiej z dwuchromianem. W moździerzu artysta rozciera te dwie substancje, dodając do nich na koniec jeszcze pigmenty. – Wcześniej stosowałem tempery, ale ostatnio przerzuciłem się na zwykłą sadzę. W końcu znalazłem sklep, w którym sprzedają pigmenty dla technik szlachetnych i moim ulubionym jest właśnie sadza płomieniowa – przyznaje. Gotowa maź rozwałkowywana jest na papierze, tak by powstała równa warstwa. Potem dzieło ląduje w ciemni, czyli w domowej łazience. Tam nabiera światłoczułości. Całość fotograf wraz z wcześniej wydrukowanym negatywem umieszcza w kopioramie. – Jeśli jest ładny dzień, naświetlam na słońcu, a jeśli pochmurno, przy lampie soluksowej – wyjaśnia. Na końcu przyszłe zdjęcie moczone jest w specjalnej kuwecie, suszone, a potem... fotograf całą czynność powtarza od początku.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy