Kolejny raz w Lublinie odbył się dzień solidarności międzypokoleniowej, który ma pokazać, jak dobrze jest razem młodym i starszym.
- Człowiek ma naturę społeczną, może żyć i działać tylko z innymi ludźmi, w grupie, we wspólnocie. Każdy z nas jest powiązany z innymi ludźmi tysiącem mniej lub bardziej znaczących więzów. Kiedy dorastamy, często chcemy pozbyć się więzów rodzinnych, które młodzi traktują jak ograniczenie wolności. Z czasem przychodzi refleksja, że w życiu zwyczajnie łatwiej, gdy ma się wokół siebie rodzinę i przyjaciół - mówi Ewa Dados, pełnomocnik prezydenta do spraw seniorów.
Poprzez marsz międzypokoleniowy ulicami Lublina, w którym uczestniczą zarówno przedszkolaki, młodzież i ludzie starsi, organizatorzy chcą pokazać, że tzw. konflikt pokoleń można pokonać.
- Młodzi potrzebują starszych. Nie mówię tu o oczywistościach, że gdy są w rodzinie malutkie dzieci, pomoc dziadków jest na wagę złota, ale mówię o przekazywaniu doświadczeń, poważnych rozmowach o życiu, które często młodzież woli prowadzić z dziadkami niż rodzicami, o wspólnym spędzaniu czasu, który jest czymś więcej niż niedzielnym obiadem u babci, choć on też jest ważny. Podobnie jest w drugą stronę. Starsi potrzebują młodych, by czuć się potrzebnymi, by nauczyć ich jakiś swoich tajemniczych przepisów, przekazać rodzinną historię, która człowieka zwyczajnie umiejscawia w świecie - mówi Ewa Dados.
Wspólne świętowanie rozpoczęła Msza św. w lubelskiej archikatedrze, a po niej kolorowy korowód, mimo niesprzyjającej pogody, wyszedł na ulice Lublina. Podczas Eucharystii, której przewodniczył bp Ryszard Karpiński, mówił on, że nic nie zastąpi rodziny.
- Choćbyście w przyszłości mieli po kilka uniwersyteckich dyplomów, stopnie naukowe, karierę o jakiej waszym rodzicom się nie śniło, nic nie zastąpi ojca i matki. Zawsze tęsknota za nimi będzie wam towarzyszyć i żaden psycholog czy pedagog, z całym szacunkiem dla ich pracy, nie zrównoważy w waszym życiu braku, jaki powstaje, gdy dziecko rośnie bez rodziny - mówił bp Karpiński.