Są dni, że wstają o 4 rano, by pracować w sadzie. Rzadko narzekają, nie dlatego, że nie mają na co, tylko dlatego, że wolą szukać powodów do radości. Ludzie z nadwiślańskich parafii żyją blisko przyrody i Pana Boga. To ich recepta na dobre życie.
Po każdym deszczu trzeba drzewa opryskać, by nie chorowały. Do tego przycinanie, odpowiednia pielęgnacja i w końcu zbiór owoców. Dobrze by było, by za taką pracę i płaca była dobra. Z tym jednak bywa różnie. – W Rybitwach sady nie są może największe, ale w naszej parafii w takich miejscowościach jak Nietrzeba czy Niesiołowice większość ludzi z nich żyje. O ile mają specjalistyczne chłodnie, by owoce przechować do tej pory, za jabłka mogą dostać jakąś godziwą stawkę, ale większość z okolicznych mieszkańców nie ma możliwości tak długiego przechowywania owoców, więc sprzedajemy je jesienią zazwyczaj za bardzo niską cenę – mówi pani Lidia Kramek, sołtys z Rybitw. Podkreśla też, że dzisiejsza wieś bardzo się zmieniła w porównaniu z tą, jaką zapamiętała z dzieciństwa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.