Po dwunastu, a w przypadku pielgrzymów z Krasnegostawu i z Chełma - po trzynastu i czternastu dniach wędrowania, pątnicy z archidiecezji lubelskiej dotarli na Jasną Górę.
Pielgrzymkę zakończyła osobista modlitwa w kaplicy cudownego obrazu oraz Msza św. na jasnogórskich wałach. Niektórzy w Częstochowie zostali na uroczystości odpustowe, pozostali są już w drodze do domów. Tak oto dobiegła końca 37. lubelska piesza pielgrzymka na Jasną Górę.
- Cieszę się, że mogłem was wszystkich pozdrowić na początku najpiękniejszej ulicy w Polsce, alei NMP - mówił do pątników metropolita lubelski. Tradycyjnie przemierzał on końcówkę trasy z grupą pierwszą, a później witał każdą z grup, gdy te zaczynały chyba najradośniejszy etap z całej pielgrzymki - wejście na Jasną Górę. Przez tuby rozbrzmiewały modlitwy, śpiewy, grupowe okrzyki.
- Jest radość, że udało się dotrzeć, choć momentami było bardzo ciężko, a może nawet i lekkie wzruszenie, że wreszcie jesteśmy na Jasnej Górze, że tyle osób z Lublina nas wita - stwierdza Michał, który w tym roku na pielgrzymkę wybrał się po raz pierwszy. Trzy tygodnie temu wziął ślub i wraz z żoną Kasią postanowił część miodowego miesiąca spędzić na pielgrzymce.
- Uznaliśmy, że to dobry sposób, by nasze małżeństwo zawierzyć Panu Bogu. Jesteśmy przecież razem po to, by zbliżać się do niego - mówi Michał. - Nie spodziewałam się, że atmosfera będzie aż taka fajna, że ludzie będą tak przyjaźni i otwarci. Najbardziej zapamiętam chyba właśnie tę atmosferę przyjaźni i braterstwa. Zdecydowanie polecamy pielgrzymkę na miesiąc miodowy - dodaje Kasia.
Młodzi małżonkowie przyznają, że upały doskwierały, ale zdecydowanie bardziej martwili się ci, którzy pielgrzymkę śledzili w mediach. - Na szlaku wystarczało wyposażyć się codziennie w wodę do picia, nakrycie głowy, przeciwsłoneczne okulary i krem z filtrem - mówi Kasia.
Ostatni etap z pielgrzymami przemierzał abp Budzik Kinga Bogusiewicz /Foto Gość - Pielgrzymka to dobra lekcja pokory. Trzeba codziennie przez całą dobę żyć z w grupie ludzi. Każdy z nich ma inne potrzeby, inne wymagania, inne problemy, jest godzina pobudki i ciszy nocnej. Trzeba się dostosować. Doświadczenie pielgrzymowania pokazuje wyraźnie, że Bóg każdego stworzył inaczej, że chciał, by każdy z nas był inny - mówi Janek, który w tym roku pierwszy raz wyruszył na pielgrzymkę i wędrował z dominikańską grupą nr 19. - Dobre wrażenie pielgrzymowania zostaje, niezwykły klimat, dla mnie wyjątkowego wspólnego muzykowania - dodaje.
Na placu pod jasnogórskim szczytem ks. Mirosław Ładniak, dyrektor pielgrzymki, witał każdą z grup, przedstawiał duszpasterzy, najmłodszego i najstarszego pielgrzyma z każdej grupy. Gdy zebrała się już cała pielgrzymka, wszyscy uklękli, niektórzy położyli się krzyżem. - To jest wasz moment, pamiętajcie o wszystkich zawierzonych wam intencjach, nie wstydźcie się łez, jesteśmy przecież u Mamy - mówił ks. Ładniak.
Potem wszyscy wspólnie odśpiewali tegoroczny hymn pielgrzymki, a otrzymawszy błogosławieństwo od arcybiskupa powoli ruszyli na chwilę modlitwy przez obrazem Czarnej Madonny. Mszę św., która zgromadziła także pątników m.in. z diecezji warszawskiej, warszawsko-praskiej, łowickiej, zamojsko-lubaczowskiej celebrował kard. Kazimierz Nycz, a homilię wygłosił biskup łowicki Andrzej Dziuba.
Tegoroczna pielgrzymka, której przyświecało hasło "Nawróćcie się, w sposób szczególny powierzała Bogu przyszłoroczne Światowe Dni Młodzieży w Krakowie oraz dziękowała za dar Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
- Poszłam z ciekawości, chciałam zobaczyć co takiego ludzie widzą w pielgrzymce. Spotkałam się z niezwykłą gościnnością i atmosferą w grupie. Chcę wrócić za rok - mówi Kamila z grupy czwartej.
- My przeszliśmy 14 dni - mówi Sebastian z grupy chełmskiej. - To był duży wysiłek, ale Bóg w modlitwie dodawał sił. Po każdej takiej pielgrzymce zostaje bardzo dużo wspomnień. Jeśli Bóg pozwoli, pójdę za rok – dodaje.
Te słowa można by przypisać każdemu z pielgrzymów, z którymi udało się dziś porozmawiać. Zmęczeni, niewyspani, spaleni słońcem - na Jasną Gorę wkraczali z niebywałym entuzjazmem.