List napisała mama, zbulwersowana tym co dzieje się w lubelskich szkołach jej zdaniem nie gotowych na przyjęcie pięciolatków do zerówek, a sześciolatków do szkół. Przytaczamy go więc, i zachęcamy do dzielenia się z nami opiniami na ten temat.
Być może są rodzice, którzy mają nieco inne doświadczenia związane z zapoczątkowaniem uczniowskiej kariery przez swoje pociechy lub też tacy, którzy podzielają przytoczoną opinię. Zachęcamy do dzielenia się nimi.
"Tłok, ścisk, straszny hałas. Sześciolatki do pierwszej klasy, mnóstwo pięciolatków do szkolnych „zerówek”. Szatniane boksy w większości oddane najmłodszym, pozostałe klasy ściśnięte w kilku boksach (teraz jeszcze ciepło, ale gdy przyjdzie wszystkim zostawić wierzchnie okrycia?).
Jak w takim tłoku zmienić obuwie, gdy z braku miejsca wyniesiono ławeczki, aby zyskać na przestrzeni? Nie jest fajnie siadać na brudnej, zdeptanej, szatnianej podłodze.
Korytarze poprzedzielane zasłonami bądź innego rodzaju przegrodami w celu uzyskania dodatkowej przestrzeni na zajęcia z dziećmi (w-f, świetlica). Brak miejsca na jakąkolwiek , w miarę bezpieczną zabawę na przerwie, na trochę ruchu pomiędzy lekcjami, na których maluchy muszą przecież jakoś wysiedzieć. Dla bezpieczeństwa, w większości klas dzieci nie są wypuszczane na korytarz w czasie przerw, bo to niebezpieczne dla maluszków.
A co z higieną, myciem rąk przed posiłkami, przy niezmienionej liczbie toalet i umywalek?
Przepełnione świetlice, gdzie w sali przebywa okresowo, w jednym czasie 60-80 dzieci? Bez odpowiedniej wentylacji, bez możliwości zabawy . Ze świetlic wystawione w większości stoliki, aby dzieci jakoś się pomieściły - na dywanie oczywiście. Świetlica, miejsce potencjalnej zabawy, staje się „poczekalnią” na rodziców, gdzie trzeba siedzieć cicho, a tornistry, z braku miejsca stoją w równych rządkach, jeden na drugim. Przy braku wentylacji i ogromnej liczbie dzieci świetlica staje się też wylęgarnią i źródłem bakterii i wirusów - do szkoły nie przychodzą tylko dzieci idealnie zdrowe.
Lekcji odrobić tutaj oczywiście się nie da - miejsca przy stolikach brak, a poza tym jak wyciągnąć swój tornister spod sterty pozostałych?
My, dorośli, domagamy się dla nas godziwych warunków pracy - własnego biurka, szatni, gdzie można zostawić wierzchnie okrycia, czystych łazienek, klimatyzacji bądź chociaż nawiewu w upalne dni. Dlaczego zgadzamy się na tak straszne warunki dla naszych dzieci? Nauczyciele alarmują - liczba wypadków w szkole, przy tak ogromnym przepełnieniu się zwiększy, a problem wszawicy (wciąż obecnej w w naszych szkołach) może stać się naprawdę groźny (główka przy główce w świetlicy).
Nasze sześciolatki są mądre - podobnie jak ich rówieśnicy na całym świecie, ale zasługują, podobnie jak tamci, na godziwe warunki do nauki".
Dane autorki listu znane redakcji.