Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Student równa się zysk

Co zrobić, by skusić studenta tak, aby wybrał studia w Lublinie, zastanawiają się od kilku lat mądre głowy. Od tego, czy im się uda, zależy los nie tylko uczelni, ale i w dużej mierze miasta.

Mamy studencki kryzys. Tego nie da się przeoczyć już od  kilku lat. Spadek liczby studentów postępuje. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej i Katolicki Uniwersytet Lubelski w ciągu ostatnich 5 lat straciły średnio ok. 3 tys. studentów. Spadki notują wszyscy. – Nie jest to bynajmniej wynik jakiejś zmiany w nauczaniu czy zbiorowej niechęci młodych ludzi do studiowania. Wręcz przeciwnie, dziś większość młodych idzie na studia, bo łatwo się na nie dostać i wymagania nie są tak wysokie jak jeszcze 10 czy więcej lat temu. Spadek liczby studentów to z jednej strony efekt niżu demograficznego, jaki od lat nas dotyka, z drugiej strony są pewne mody na studiowanie w określonych miastach. Lublin, niestety, do najmodniejszych nie należy. Tu przodują: Warszawa, Poznań, Wrocław, Gdańsk – mówi socjolog Tomasz Jonasz.

Prawdę znajdziesz wszędzie

Powodów, dla których Lublin przestał przyciągać młodzież z drugiego końca Polski, jest kilka. Jeden z nich to po prostu zmiana polityczna, jaka zaszła w Polsce w ostatnich 25 latach. W czasach, kiedy prawdę i rzetelną wiedzę można było zdobyć tylko na KUL, ciągnęli tu studenci z różnych stron, mimo tego, że po ukończeniu tej uczelni trudno było o pracę. Od lat jednak wszystkie uczelnie mają pełną wolność w nauczaniu, więc nie ma potrzeby jechać do Lublina, by zdobyć rzetelne wykształcenie. Dawniej KUL słynął szczególnie ze studiów psychologicznych i teologicznych, gdzie dogłębnie pochylano się nad sprawami ludzkimi i Boskimi. Dziś katolickich uczelni jest wiele. Do tego, stając w prawdzie, trzeba przyznać, że Lublin daje dużo mniej możliwości ciekawych praktyk, staży czy w końcu zatrudnienia niż miasta na zachodzie Polski, nie mówiąc już o Warszawie. Nie ma zatem co się dziwić, że mamy studencki kryzys.

Kończy się złoty interes

Nie jest to sprawa tylko uczelni, które zmuszone są zamykać niektóre kierunki studiów, ale i mieszkańców miasta, którzy dzięki studentom żyją. Do tej pory opłacało się choćby kupić mieszkanie i wynajmować je studentom, z czego można było nie tylko spłacać ewentualny kredyt, ale i jeszcze coś zostawić na życie. Student dużo nie wymagał, a gdzieś mieszkać musiał. Złoty interes. Niestety, gdy studentów mniej, wymagania rosną. Pokoiki u spokojnej starszej pani nie cieszą się dziś wzięciem. Studenci chętnie wynajmują mieszkania, najlepiej ładne i nowoczesne. Odległość stancji od uczelni nie gra aż tak wielkiej roli jak jeszcze kilka lat temu. Dojazd na uczelnię nie jest dla wielu problemem, gdyż samochód w posiadaniu żaka nie należy do rzadkości. Jak dużo z nich ma dziś samochody, pokazują parkingi w pobliżu uczelni, na których znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem. Dla wielu rodzin mniej studentów oznacza mniej pieniędzy na życie. I nie chodzi tylko o tych, którzy wynajmują stancje. Student musi przecież coś zjeść, zrobić zakupy, skorzystać z ksero, pójść do fryzjera. Im mniej studentów, tym mniej zarobią ci, z których usług żacy korzystają. – W tym roku pierwszy raz nie udało mi się znaleźć nikogo na stancję. Mam 70 lat, mieszkam sama w 3-pokojowym mieszkaniu, więc od wielu lat jeden pokoik wynajmowałam jakiejś studentce lub studentowi. Wolałam chłopców, bo nie zajmowali tak długo łazienki i mogłam ich prosić o pomoc w jakichś drobnych pracach domowych, ale i dziewczyny były w porządku. Można było z nimi wypić herbatę i miło porozmawiać. W tym roku nikt się nie zgłosił, mimo że cena, jaką oferowałam, nie była wysoka – skarży się pani Janina Miłoszewska.

Blaski i cienie

Sami studenci też mają bardzo różne podejście do studiów. Dla jednych studia to spełnienie marzeń, dla innych rodzaj „przechowalni” do czasu, aż znajdą lepszy pomysł na siebie. Magda Jońska zaczyna studia na I roku prawa. Marzy o tym, że będzie kiedyś znanym adwokatem i zacznie pomagać ludziom w bardzo trudnych sprawach. Do swoich studiów podchodzi z pasją. – Mam zamiar uczyć się na bieżąco i zostać najlepszą studentką. Będę też rozglądać się za możliwością jakichś praktyk czy choćby wolontariatu w postaci parzenia kawy w najlepszych kancelariach. Mam nadzieję, że przy okazji nauczę się wielu praktycznych rzeczy – mówi Magda. Zupełnie inne podejście do studiów ma Marcin Wroński. Zaczyna studiować socjologię i przyznaje otwarcie, że to rodzaj przechowalni. – Studia to taki czas, kiedy człowiek wychodzi z domu, staje się samodzielny, nie musi się tłumaczyć rodzicom. Przy okazji poznaje wielu innych ludzi w swoim wieku, zaczyna bywać w miejscach do tej pory niedostępnych. To wszystko jest bardzo pociągające. Nauka jest na drugim planie. Studia dają mi ubezpieczenie i czas na rozejrzenie się, co mogę robić w życiu. Ja mam nadzieję na jakiś biznes, a do tego nie zawsze potrzebne są studia – przyznaje. Nic nie wskazuje na to, że studencki problem w najbliższym czasie się rozwiąże. Wydaje się, że ci, którzy żyją dzięki studentom, powinni zacząć szukać alternatywnych źródeł utrzymania.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy