Sondaże exit poll na chwilę po zakończeniu wyborów jednoznacznie wskazują na wygraną Prawa i Sprawiedliwości, co może dać temu ugrupowaniu samodzielne rządy. Sytuację dla "Gościa" komentuje dr Agnieszka Łukasik-Turecka - adiunkt w Katedrze Teorii Polityki KUL, członek Zespołu Ekspertów KUL.
Jeśli sondaże exit poll się potwierdzą, to w porównaniu z wyborami w 2011 roku Prawo i Sprawiedliwość zyskuje 6 mandatów na Lubelszczyźnie (wzrost z 11 do 17), Platforma Obywatelska traci 3 mandaty (spadek z 7 do 4), a Polskie Stronnictwo Ludowe traci 2 mandaty (spadek z 4 do 2).
Od 2014 roku żyliśmy w atmosferze permanentnej kampanii wyborczej. W okresie zaledwie dwóch lat kalendarz polityczny przewidział wszystkie
możliwe elekcje, począwszy od wyborów do Parlamentu Europejskiego i samorządowych w 2014 roku, przez wybory prezydenckie w 2015 roku, na
parlamentarnych kończąc.
O sukcesie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych zadecydowały przede wszystkim trzy czynniki: wygrana Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, nominacja Beaty Szydło na twarz kampanii parlamentarnej i wskazanie jej jako przyszłej premier rządu, a także znużenie i zniechęcenie dużej części wyborców ośmioma laty rządów Platformy Obywatelskiej.
Parlamentarna kampania wyborcza po raz pierwszy zdominowana została przez kobiety. Najpierw dwie, a w ostatnich tygodniach kampanii trzy
panie, bo do Ewy Kopacz i Beaty Szydło dołączyła Barbara Nowacka. Wiele kobiet umieszczonych zostało na pierwszych miejscach na listach
wyborczych; w okręgu nr 6, tzw. lubelskim, cztery komitety wyborcze wystawiły panie na miejscach numer 1.
Elektorat lewicowy najprawdopodobniej nie będzie miał swych przedstawicieli w Sejmie. Lewicowa koalicja zaledwie na kilka tygodni przed wyborami zaprezentowała kandydatkę, która w kampanii parlamentarnej prezentowała ten rodzaj świeżości, co Andrzej Duda podczas kampanii prezydenckiej. Wyeksponowanie kompetencji Barbary Nowackiej, a także umiejętności prowadzenia dialogu z wyborcami mogło być źródłem sukcesu Zjednoczonej Lewicy.
Wydaje się, że pomysł na nową liderkę wprowadzono w życie zbyt późno i że gdyby SLD wystawiło w wyborach prezydenckich Barbarę Nowacką zamiast luźno związanej z lewą stroną sceny politycznej Magdaleny Ogórek, lewicowy elektorat miałby swojego kandydata odgrywającego ważną rolę, który byłby w stanie uzyskać w I turze kilkanaście procent głosów, a poza tym lewica miałaby zupełnie inny start w u progu wyborów parlamentarnych. Tym bardziej, że przynajmniej częściowe wycofanie się niektórych działaczy lewicowych, jak Leszek Miller czy Janusz Palikot oznaczało oddanie pola młodszym.
Analizując zakończoną kilka dni temu kampanię parlamentarną należy także zwrócić uwagę także na fakt, że do zakładanej przez sztaby tematyki prowadzenia politycznych sporów doszła jeszcze kwestia uchodźców. Niestety, dramat przybyszów spoza Europy posłużył wielu naszym politykom
do czysto instrumentalnego zbudowania narracji niegodnej przedstawiciela polskiego narodu, doświadczonego zaledwie kilkadziesiąt lat temu okupacją niemiecko-sowiecką, niegodnej też obywatela XXI-wiecznej Europy.
Trzeba przeanalizować także rolę mediów w kampanii wyborczej. Dążenie publicznej telewizji do stworzenia komitetom wyborczym sterylnie równych warunków podczas tak zwanych debat poskutkowało praktycznym wyrugowaniem dziennikarzy z tych programów. Dziennikarze, pozbawieni właściwego dla tej profesji prawa interakcji z politykami, spełniali tylko rolę statystów wobec polityków wygłaszających swoje opowieści, często nie na temat. Prawo równości podmiotów politycznych w kampanii przybrało karykaturalną postać.
Osobną sprawą jest kulawe prawo wyborcze - ale kulawe nie w generaliach, lecz w szczegółach. Jeżeli już - przykładowo - podczas głosowania musi zaistnieć tak zwana zbroszurowana karta do głosowania w wyborach, to dlaczego musi (musi?) być nazywana właśnie kartą, zamiast broszurą,
książeczką lub zeszytem do głosowania? W języku polskim "karta" jest synonimem "kartki" i jakaś część wyborców zawsze błędnie rozumie, że jeden głos należy oddać na jednej kartce, a tym samym swój głos unieważnia.
Nie do przyjęcia jest też urzędowy upór, że ważny jest tylko znak X albo znak + w kratce obok nazwiska kandydata. Przecież wyborca, który stawia znak V albo kratkę zamaluje, także jasno wyraża swoją wolę - na kogo chce zagłosować. Jednak urzędniczo-wyborcza machina woli wyrażonej w tej formie nie uszanuje. To i kilka innych rzeczy dotyczących prawa wyborczego należy zmienić w ciągu trzech lat, podczas których zapewne nie odbędą się żadne wybory. Zapewne...