Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

W poszukiwaniu rozumu i wiary

Z Małgorzatą Szczeszek, doktorantką w Katedrze Pedagogiki Rodziny na Wydziale Nauk Społecznych KUL – o powodach, dla których wybrała Lublin zamiast Poznania na miejsce studiów, o możliwościach, jakie daje katolicki uniwersytet, i pracy z osobami starszymi – rozmawia ks. Rafał Pastwa.

Ks. Rafał Pastwa: Przyjechała pani z Poznania na studia do Lublina…

Małgorzata Szczeszek: Szukałam ciekawych studiów, oferta KUL-u mnie zainteresowała i postanowiłam studiować nauki o rodzinie. Przy czym chcę podkreślić, że jeżeli ktoś mówi w Poznaniu, że studiuje w Lublinie – to automatycznie oznacza to, że jest studentem KUL. W zasadzie tylko ten lubelski uniwersytet ma tak wielką renomę w kraju.

Skąd taki wybór?

Chciałam się rozwijać naukowo, ale również duchowo. Bardzo mi na tym zależało. Profil katolicki mnie zainteresował. Najpierw wybrałam uczelnię, a potem szukałam odpowiedniego kierunku dla siebie.

Młodość spędziła pani w Poznaniu, ukończyła jedno z lepszych liceów. Rodzice pewnie liczyli, że zostanie pani prawnikiem i ułoży sobie życie blisko nich…

Rodzina nie była zbyt szczęśliwa z powodu mojej decyzji. Może również dlatego, że jestem jedynaczką. Lublin jest jednak daleko od Poznania, nie da się być zbyt często w domu. Znajomi się dziwili, bo w moim rodzinnym mieście są idealne warunki do studiowania, a potem do znalezienia pracy. Moja decyzja wydawała się nielogiczna zarówno osobom z Lublina, jak i z Poznania.

Po tych kilku latach związała się pani z miastem nad Bystrzycą. Czym się różni atmosfera w obu miastach?

Z pewnością klimatem religijnym i podejściem do życia. W Poznaniu nie widać moim zdaniem wiary w przestrzeni życia społecznego tak jak tutaj. Nie dostrzega się też tak aktywnych wspólnot, grup religijnych i stowarzyszeń katolickich. W Lublinie zauważam większe przywiązanie do wartości chrześcijańskich i ich zaangażowanie w wiele działań na rzecz społeczeństwa.

Pamięta pani pierwszy dzień w Lublinie?

Po raz pierwszy przyjechałam tu, by złożyć dokumenty na uczelnię. Trwały wakacje. Była ze mną koleżanka dla towarzystwa. Było pięknie, zwiedziłyśmy wiele miejsc. Poczułam, że to miasto otwarte i przyjazne dla mnie. Potem zamieszkałam w akademiku. Tata przywiózł moje rzeczy. Dla jedynaczki trzyosobowy pokój to był lekki szok. Potem okazało się, że prysznic znajduje się dość daleko i dostęp jest utrudniony. Teraz akademik został wyremontowany i wygląda nowocześnie pod wieloma względami.

W jakiej rodzinie się pani wychowywała?

Rodzice są osobami wierzącymi, chodzą w niedzielę i święta do kościoła, ale nie są bardziej zaangażowani w życie kościelne. Dlatego moja ścieżka i moje wybory nie zawsze im odpowiadały. Gdy zaczęłam chodzić na próby scholi w kościele parafialnym, a potem przystąpiłam do wspólnoty, która mnie formowała, babcia mnie spytała: po co tam chodzisz, przecież świętą nie będziesz. Uważam, że w moich rodzinnych stronach wiara i pobożność traktowane są przez niektóre osoby jako obowiązek, a nie jako wolność i możliwość szerszego zaangażowania.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy