Jan miał 13 lat, kiedy do ich mieszkania weszli Niemcy. Zabrali ojca, starszych braci i wywieźli, by rozstrzelać. Po ojcu, prof. Romanie Longchamps de Bérier, zostały pamiątki, które właśnie otrzymał KUL.
Tragiczna noc
W czerwcu 1941 roku Niemcy zajęli Lwów. Niemal od pierwszego dnia trwała akcja okupantów skierowana przeciwko inteligencji. W nocy oddział niemieckich żołnierzy otoczył budynek znajdujący się przy ulicy Karpińskiego 11, w którym mieszkał prof. Roman Longchamps de Bérier. Jeden z żołnierzy SS zwrócił się do profesora z poleceniem potwierdzenia tożsamości oraz nakazał szybkie przygotowanie się do wyjścia. Kiedy żołnierze zauważyli, że w domu są jeszcze trzej dorośli mężczyźni, polecili również im przygotować się do opuszczenia domu. Byli to trzej synowie: 25-letni Bronisław, 23-letni Zygmunt oraz 18-letni Kazimierz. W domu pozostał jedynie 13-letni wówczas Jan. Tylko on przeżył. Teraz postanowił przekazać KUL pamiątki po swoim ojcu. Są to oryginały dyplomów, dokumentacja przebiegu kariery zawodowej, w tym pełnionych funkcji administracyjnych i naukowych, akty nominacyjne, korespondencja związana z pracą naukową i zasiadaniem w towarzystwach naukowych. Dokumentacja przebiegu pracy w Komisji Kodyfikacyjnej, dyplomy i odznaczenia państwowe. Ponadto w podarowanym zbiorze znalazły się dokumenty Bronisława i Zygmunta Longchamps de Bérier – ojca i kuzyna Romana oraz dokument wystawiony rodzinie w połowie XVIII w., a sygnowany przez króla Augusta III.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się