Z księdzem Bogusławem Suszyło, rektorem kościoła pod wezwaniem św. Piotra w Lublinie – o współczesnym duszpasterstwie, potrzebach wiernych i ciszy w centrum miasta – rozmawia ks. Rafał Pastwa.
Ks. Rafał Pastwa: Jakie to uczucie zostać rektorem kościoła pod wezwaniem św. Piotra?
Ks. Bogusław Suszyło: Przede wszystkim to wyzwanie dla mnie. Ze względu na wymagania współczesnego świata, ale i bogatą duchową historię tego miejsca. Przez dziewięćdziesiąt pięć lat byli tu ojcowie jezuici. To pierwszy kościół, w którym wprowadzano reformy soborowe w Lublinie. W jego murach powstała pierwsza wspólnota neokatechumenalna. Tu zbudowano pierwszy obelisk poświęcony ks. Jerzemu Popiełuszce. Sprawowane tu były Mszę św. w intencji ojczyzny. W latach świetności świątynia ta gromadziła wielkie rzesze wiernych, którzy nie mieścili się w jej wnętrzu, nawet na placu, dlatego tłum modlił się, stojąc na ul. Królewskiej. Wreszcie w tym kościele powstawało harcerstwo katolickie. Ufam, że Bóg da mi siłę. Skoro zostałem powołany, by być tu rektorem, to znaczy, że powinienem mieć poczucie wiary i pewności, że – tak jak Piotrowi – Pan nie pozwoli mi utonąć w falach współczesnego wzburzonego świata.
Czy masz już konkretny plan duszpasterski co do tego miejsca?
Oczywiście będzie odbywać się formacja wspólnot neokatechumenalnych, które mają tu swoje miejsce od 1975 r. Obecnie jest ich siedemnaście. Niedawno zakończył się synod biskupów poświęcony rodzinie, dlatego uważam, że w przestrzeni duszpasterskiej w kościele św. Piotra nie powinno zabraknąć miejsca dla rodzin. Ponadto mam doświadczenie studiów w Katedrze Psychologii Rodziny, co daje mi również podstawę naukową do prowadzenia tego duszpasterstwa. Chciałbym podkreślić, że podczas prowadzonych badań i rozmów z narzeczonymi, którzy uczestniczyli w naukach przedmałżeńskich, słyszałem od nich wielokrotnie, że chcieliby kontynuować już jako małżonkowie formację w danym zakresie. To z jednej strony mogłaby być kontynuacja, a z drugiej przypomnienie podstawowych zagadnień z zakresu wiary. Podczas niedzielnej homilii czy nawet rekolekcji trudno powiedzieć wszystko, co byśmy chcieli i czego małżeństwa i rodziny by oczekiwały. Mam takie marzenie, aby w tym kościele gromadziły się całe rodziny. Będę robił wszystko, aby stworzyć tu dla nich odpowiednią przestrzeń.
Kościół św. Piotra przy ul. Królewskiej to samo centrum Lublina. Ale przecież dookoła jest mnóstwo kościołów. Nie obawiasz się małej frekwencji?
Dzisiaj często mówi się o tzw. „churchingu”, bo ludzie wybierają sobie kościół, w którym chcą się modlić, niekoniecznie swój parafialny. W kościele pod wezwaniem św. Piotra z pewnością można znaleźć i piękno, i ciszę. To wyjątkowe miejsce, w którym można się zatrzymać i dotknąć innego wymiaru życia pośród tętniącego życiem centrum miasta.
Czy kościół będzie otwarty dla wiernych w ciągu dnia?
Będzie otwarty na tyle, by przyjść i się pomodlić. Oczywiście trudno byłoby otwierać na cały dzień kratę zabezpieczającą wnętrze świątyni. Pewne względy bezpieczeństwa muszą być zachowane.
Kościół przy ul. Królewskiej nie jest znany wszystkim środowiskom. Czy myślałeś o tym, by skorzystać z dostępnych form marketingu i reklamy?
Nie wiem, na razie nie mam pomysłu. Ale sama wiadomość, że kościół pojezuicki nie jest zamknięty, że będą tu nadal Msze św., nabożeństwa i modlitwy, to już jest dobra wiadomość dla wiernych.
Jako rektor będziesz miał okazję żyć we wspólnocie z innymi księżmi…
Tak, zostaje tu o. Marian, jezuita. Mieszka w Lublinie od czterdziestu lat i zna doskonale życie wspólnot neokatechumenalnych. Zostaje też o. Jacek, wyświęcony w Redemptoris Mater. Cieszę się na myśl o wspólnocie. Mimo indywidualizmu powinna nam przyświecać dewiza jezuitów: „na większą chwałę Boga”. Bo wszystko, co robimy, nie robimy dla siebie, ale budujemy królestwo Boże.
Czy uważasz, że żyjemy w momencie, w którym należy zabiegać o wiernych?
Jeden z moich przyjaciół, który jest niepełnosprawny, odwiedził ten kościół pewnego dnia. Gdy zobaczył, że na Mszy św. jest pięć osób i dowiedział się, że będę tu rektorem, powiedział mi: proszę księdza, w kościele nie ma za dużo ludzi. Ale niech się ksiądz nie martwi, nie będzie ksiądz sam. Zawsze będzie tu czekał Jezus. Myślę, że ci, którzy chcieliby odnaleźć tu siebie i odbudować swoją więź z Bogiem będą mieć ku temu okazję. Ponadto zawsze wraz z o. Jackiem i o. Marianem będę służył czasem i rozmową. W Roku Miłosierdzia potrzebujemy Bożego wejrzenia i doświadczenia miłości. Tej miłości przebaczającej doświadczył ewangeliczny syn marnotrawny, ale również sam Piotr Apostoł, który trzykrotnie wyparł się Mistrza. Po zmartwychwstaniu Pan zapytał go o miłość. Mam nadzieję, że patron tego kościoła przeprowadzi nas owocnie przez ten rok jubileuszowy.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się