W Burkina Faso jest wioska, która nazywa się Tripano i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że żyją tam tylko trędowaci zwożeni w to miejsce z całego kraju.
Ojciec Biały Marcin Zaguła misjonarz Afryki był wówczas w nowicjacie, kiedy to przełożeni wysłali go w ramach apostolatu do posługi w wiosce trędowatych.
– Pamiętam do dziś pierwsze wrażenie. W centrum miasta, za wysokim murem, znajduje się inny świat. Jest tam tylko jedno wejście i to wcale nie oblegane. Gdy przekracza się bramę, ma się wrażenie, że człowiek przenosi się do innej rzeczywistości. W wielu miejscach w Afryce jest bieda, ale w Tripano jest nie tylko bieda, jest przede wszystkim niespotykane nigdzie nagromadzenie ludzi bez rąk, nóg, nosa. To trąd pozbawił ich części ciała. Przyznaję, że idąc tam pierwszy raz bardzo się przestraszyłem – opowiada o. Marcin.
Żeby pójść do Tripano misjonarzy wcześniej przygotowano. Wiedzieli co tam zastaną, jak mają się zachować i zdawali sobie sprawę, że od odwiedzania trędowatych nie są w stanie się zarazić.
– Wszystko to wiedziałem, jednak pierwsze zetknięcie z trędowatymi było dla mnie szokiem. Byłem niemal pewny, że się zaraziłem trądem i choć wstyd się dziś do tego przyznać, po powrocie z wioski myłem się z sześć razy by spłukać z siebie ewentualne zarazki. Na własnej skórze doświadczyłem strachu, który pewnie jest przyczyną izolowania trędowatych od reszty społeczeństwa. Na szczęście irracjonalny strach minął i mogłem regularnie chodzić do tych ludzi, by ich odwiedzać i co więcej uczyć się od nich przyjmowania woli Bożej – mówi misjonarz.
Kiedy wraca we wspomnieniach do spotkań z chorymi staje mu przed oczyma pewien człowiek, który mieszkał w wiosce sam. Nie miał rąk ani nóg, które odpadły na skutek trądu.
– Kiedy wszedłem do jego chaty pierwszy raz nie wiedziałem co mam powiedzieć. Przecież nie powiem mu, że wszystko będzie dobrze, bo nie będzie, nie uścisnę mu dłoni, bo jej nie ma, nie zabiorę go na spacer bo nie ma nóg. Zamurowało mnie. On to zauważył i zaczął mnie pocieszać, żebym się nie martwił. Był przy tym tak pogodnym człowiekiem, pogodzonym ze swoim losem i cieszącym się drobiazgami, że wręcz zacząłem mu zazdrościć. Pomyślałem, że ja młody zdrowy facet nie mam w sobie takiej radości, jak ten trędowaty – opowiada misjonarz.
W Afryce na szczęście na trąd zapada coraz mniej osób, ale i tak chorych liczy się w tysiącach. To efekt biedy i niewiedzy. By zmienić sytuację potrzebne są oczywiście fundusze. Dlatego w ostatnią niedzielę stycznia w kościele obchodzony jest Dzień walki z trądem, podczas którego zbierane są ofiary na rzecz osób chorych. W Lublinie na Poczekajce odbywa się kiermasz ciast, z którego dochód zostanie przeznaczony na ten cel. Można też wspierać trędowatych kontaktując się z Ojcami Białymi Misjonarzami Afryki w Lublinie.