"Między oporem a lojalnością. Działania SB wobec KUL na przykładzie rozpracowania prof. Jerzego Kłoczowskiego" - taki tytuł nosi najnowsza książka Macieja Sobieraja. Pojawiają się w niej zaskakujące fakty i nazwiska. Autorowi nie chodzi jednak o wstrząs na KUL, ale o historię uniwersytetu, którą trzeba napisać i przemyśleć na nowo.
Wydział Nauk Humanistycznych KUL oraz lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej zorganizowały spotkanie połączone z dyskusją wokół najnowszej książki Macieja Sobieraja: "Między oporem a lojalnością. Działania SB wobec KUL na przykładzie rozpracowania prof. Jerzego Kłoczowskiego".
M. Sobieraj, pracownik IPN, absolwent historii KUL, swoją publikację oparł na działaniach operacyjnych SB wobec prof. Kłoczowskiego - historyka kultury polskiej, zajmującego się również historią chrześcijaństwa, uczestnika powstania warszawskiego, żołnierza AK, a od 1950 r. wykładowcy na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
- Geneza tej książki była nieco przypadkowa. Gdy pracowałem w IPN, było to w 2004 r., pojawiły się informacje, że prof. Kłoczowski to TW "Historyk", że był agentem wpływu. Przyznam, że byłem tym mocno zszokowany, ponieważ jestem jego uczniem. Zdawałem sobie jednak sprawę, że KUL nie był enklawą w stosunku do wpływów PRL. Zrobiło mi się przykro. Pomyślałem: "Trudno, stało się" - mówił M. Sobieraj na KUL.
Dopiero jego praca nad książką źródłową, dotyczącą dokumentów SB na temat opozycji i Kościoła na Lubelszczyźnie, otworzyła mu oczy na sprawę prof. Kłoczowskiego. - Okazało się bowiem, że tenże TW "Historyk" był osobą inwigilowaną co najmniej od 1964 r. W tych dokumentach mi wyszło, że "Historyk" był inwigilowany aż do 1989 r., czyli do czasu powstania Komitetu Obywatelskiego. Pomyślałem, że warto wejść w temat i lepiej się przyjrzeć całej sprawie. Poinformowałem też o moich zamiarach samego prof. Kłoczowskiego - wspomina M. Sobieraj.
- Prof. Kłoczowski nie miał zupełnie świadomości, że został zarejestrowany. Gdy poznałem materiały źródłowe, materiały ewidencyjne, sprawa się stała dla mnie dosyć jasna. Kłoczowski został na krótko zarejestrowany. Musiałem przeanalizować w związku z tym materiały dotyczące innych osób. Niejednokrotnie było mi przykro, że musiałem spotkać osoby, które się okazały tajnymi współpracownikami - kontynuował M. Sobieraj.
- Chyba żadna instytucja w Polsce nie była poddana takim działaniom operacyjnym i administracyjnym jak KUL. To trzeba wyraźnie powiedzieć. KUL chciano zlikwidować lub przekształcić w zakład wyższy dla kleru - tłumaczył M. Sobieraj. W tym miejscu autor odniósł się do osoby o. Krąpca, jego negatywnego, jak i pozytywnego wkładu dla KUL. Zaznaczył przy tej okazji konieczność napisania pełnej biografii o. Krąpca, lecz nie hagiografii. - Jednak bez wątpienia KUL był wyspą wolności - podkreślił pracownik IPN.
KUL, jako jedyna uczelnia katolicka w bloku państw socjalistycznych, przy czym uczelnia prywatna podległa Episkopatowi Polski, całkowicie utrzymywana przez społeczność katolicką, poddana była różnorodnym szykanom i daleko posuniętej inwigilacji przez aparat bezpieczeństwa PRL.
Podczas spotkania na KUL głos zabrał prof. Janusz Wrona z UMCS. - W Lublinie zachowały się teczki pracy i teczki personalne jedynie niektórych osób. Bez tego podstawowego materiału możliwości obiektywnej oceny są szalenie utrudnione. Autor ["Między oporem a lojalnością. Działania SB wobec KUL na przykładzie rozpracowania prof. Jerzego Kłoczowskiego" - przyp. red.] wielokrotnie nawiązuje do tego w swojej książce. Ocena postaw osób zarejestrowanych jako TW jest szalenie trudna bez tego podstawowego materiału. Te materiały zostały zniszczone, a były one na półce [sporządzono je w latach 80. XX w. - przyp. red.]. Te wcześniejsze zostały złożone do archiwum i częściowo się zachowały, dlatego jest możliwość częściowej analizy. Ale są też inne możliwości badań. KUL był "obiektem", podlegał pracy operacyjnej o kryptonimie "Olimp", a potem "Ciemnogród" - wyjaśniał prof. Wrona.
Zauważył, że zachowały się tylko najstarsze akta operacyjne, a więc i najstarsze wiadomości dotyczące uczelni, duszpasterstwa akademickiego, które miało niezwykłe oddziaływanie na środowisko akademickie Lublina. - Uzyskaliśmy dostęp do ewidencji agentury. Trzeba było sprawdzać ludzi, którzy pojawiali się w znalezionych materiałach. Pan Sobieraj dokonał odkryć, których nam się nie udało dokonać [jako komisji powołanej przez abp. Życińskiego - przyp. red.] - dodał prof. Wrona.
- Byłem zaskoczony, że skala kontaktów [środowiska kościelnego - przyp. red. ] z SB była relatywnie tak duża. Aparat bezpieczeństwa miał duży wgląd w to, co się dzieje na KUL, próbowano ingerować w wybory rektorskie, dziekańskie. To, co mnie najbardziej zdumiało, a co świetnie przedstawił M. Sobieraj, to fakt, że KUL nie był monolitem w sensie ideowym, bo dzielił ludzi na KUL stosunek do prymasa Wyszyńskiego. Były liczne animozje ideowe, nie mówiąc o personalnych, także środowisko studencie było dosyć zróżnicowane. Coraz bardziej widziałem, że KUL był uwikłany w rzeczywistość peerelowską. Była to enklawa wolności i nauki, ale funkcjonująca w rzeczywistości PRL. Władze włożyły ogromny wysiłek, wiadomo to z dokumentów operacyjnych, aby uczelnię inwigilować i wywierać na nią wpływ - podkreślał prof. Wrona.