Nie wystarcza im już nabożeństwo w zaciszu kościelnych ławek. Chcą żeby ich zabolało, zwłaszcza fizycznie. Pośród mroku nocy, zimna i błota krzyż Chrystusa wydaje się im słodszy.
Czy skupiając się na ekstremalnym wysiłku, można wejść w przestrzeń cierpiącej duszy Chrystusa? Przecież Jego męka nie polegała jedynie na cierpieniu fizycznym, które było niczym wobec doświadczenia piekła samotności i opuszczenia. Zdaniem amatorów Ekstremalnej Drogi Krzyżowej ból i wysiłek sprzyjają medytacji nad sensem Chrystusowego cierpienia.
Na pierwszą Ekstremalną Drogę Krzyżową przed rokiem, mającą swój początek w Lublinie, zapisało się 900 osób. Najstarsza uczestniczka miała 74 lata. W tym roku z frekwencja nie powinno być gorzej.
Nabożeństwo przeżywane indywidualnie, w trudnych warunkach, pośród pól, błotnistych dróg, zimna i ciemności cieszy się wyjątkową popularnością. I nie chodzi tu tylko o zaliczenie przez „ponowoczesnego konsumenta i wszystkożercę” kolejnego wyzwania, kolejnej porcji wrażeń i adrenaliny – lecz o dotknięcie cierpienia Chrystusa.
Liczba chętnych by wyruszyć na ekstremalny szlak modlitwy zaskoczyła przed rokiem ks. Mirosława Ładniaka, który odpowiada za EDK w Lublinie. - Okazało się, że jest wiele osób, które chcą ekstremalnie przeżyć Wielki Post. Z pewnością tak wielka liczba uczestników to zasługa dobrej reklamy i atrakcyjności tej formy modlitwy. Na dodatek, co chyba najistotniejsze, wiele osób chce iść w określonej intencji – tłumaczy duchowny. Nie wszystkim udało się dotrzeć do celu, bo pokonanie ponad czterdziestu kilometrów w trudnych warunkach to nie lada wyczyn. Najbardziej przełomowym miejscem okazał się Wojciechów, w którym wiele osób zrezygnowało z dalszej drogi.
Po raz drugi, w piątek 4 marca, setki osób wyruszą spod lubelskiej archikatedry na szlak Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Każdy wyrusza na własne ryzyko, oddzielnie, nie w grupie. Organizatorzy zapewniają propozycje trasy jako pewnego rodzaju propozycje. Jednak odpowiedzialność za całość wyprawy spoczywa na uczestniku EDK. - Przygotowaliśmy trzy trasy różnej długości i trudności, aby wyjść naprzeciw możliwościom fizycznym uczestników. Najprostsza droga ma 29 km, będzie prowadzić ścieżką rowerową wzdłuż Bystrzycy i okrąży zalew. Druga liczy 33 km, przebiega już przez pola i polne drogi. Trzecia, najtrudniejsza – wiedzie z Lublina do sanktuarium w Wąwolnicy i liczy 46 km – wyjaśnia Daniel Miłaczewski, koordynator techniczny EDK i członek sztabu.
– Udało mi się przejść całą trasę w ubiegłym roku. Najtrudniej było nad ranem, gdy padał deszcz i zrobiło się zimno, a do tego doszło zmęczenie. Gdyby nie pomoc znajomych to bym się pewnie zgubiła – dodaje Karolina Zdyb. Każdy, kto zdecyduje się na EDK powinien zadbać o ciepłe i bezpieczne ubranie, odblaski, telefon i ciepły napój.