Kiedy popatrzycie uważniej na ludzi wokół siebie, zobaczycie bardzo ciekawą, młodziutką ewolucyjnie, na pozór niewidzialną część ciała. Skorupkę.
Autobus jest wdzięcznym miejscem do obserwacji. I tym razem nie zawiódł – pewne zdarzenie w mojej kudłatej głowie zostało i cały dzień kiełkowało z małego ziarenka, karmione wspomnieniami, które nagle zaczynały wskakiwać na swoje miejsca jak elementy układanki. I w co się ułożyły? W tezę, że ludzie to jednak bardzo samotne stworzenia są.
Dzisiaj zauważyłam, że świat pełen jest smutasów. Naprawdę. Epokowego tego odkrycia dokonałam przemierzając mozolnie miasto, autobusem - w godzinie szczytu. Trzęsło, rzucało – czytać się nie dało, więc kaprawe, rozmarzone ślepia podniosłam znad wikingowych opowieści i patrzyłam na współpasażerów. I widok mię w welurkowe, ekskluzywne, MPKowskie siedzenia dosłownie wgniótł. Gapią się te smutaski w okna, na gębach podkówki względnie surowe, zaciśnięte poziomo kreski surowej obojętności. Młodsi buźki w telefonach, starsi w próżni oko swe zawieszają. Ani nikt nie pogada, ani nie zaśpiewa – gdzież te flash moby rodem z USA? Jedyny żywszy akcent w podróży to alergiczna reakcja na zakochanych, którzy wsiedli. Się gapienie, wzdychanie, a mamrotanie. Wracam do książki. Już wolę czytać na trzęsąco niż pławić się w tym oceanie melancholii.
Ale jednak zdarzenie to w mojej kudłatej głowie zostało i cały dzień kiełkowało z małego ziarenka karmione wspomnieniami, które nagle zaczynały wskakiwać na swoje miejsca jak elementy układanki. I w co się ułożyły? W tezę, że ludzie to jednak bardzo samotne stworzenia są.
A dlaczegóż to? Już wyjaśniam. Znacie taki dziwny typ człowieka, który podczas rozmowy o błahych, codziennych rzeczach nagle mówi „a wiesz, że...?” i za chwilę rąbie z grubej rury coś maksymalnie prywatnego, intymnego? Aż czujemy się niezręcznie, że to usłyszeliśmy, a on tylko dziwnie się uśmiecha, patrząc na nas badawczo wytrzeszczonymi oczami krzyczącymi: No?! Co teraz zrobisz?! Przysiadłam więc nad moją umysłową układanką i zaczęłam zastanawiać się nad wszystkim, co owego człowieka do tego momentu doprowadziło. Do momentu, w którym w akcie desperacji otwiera się na oścież przed kimś zupełnie obcym, krzycząc: „Zauważ mnie, tu jestem! Tutaj!”.
Zapytałam więc ludzi czym jest samotność:
„Budzisz się rano i nie masz żadnego powiadomienia na facebooku. Większość twoich znajomych wychodzi ze swoim partnerem, zapraszają cię, a ty odmawiasz, bo przy nich jeszcze mocniej czujesz, że ciebie nie ma kto nawet potrzymać za rękę. Wtedy jest samotność”.
„Gdy ludzie otaczający są ci OBCY. Mimo tego, że jest ich tak wielu, że jesteśmy z nimi tak blisko, nikt nie potrafi zrozumieć. Wtedy jest samotność”.
„Kiedy masz poważny problem i nie masz absolutnie nikogo, z kim mógłbyś porozmawiać. Wtedy jest samotność”.
„Gdy czujesz pustkę, smutek i żal, siedząc na balkonie w letnią noc. Wtedy jest samotność”.
Kiedy popatrzycie uważniej na ludzi wokół siebie, zobaczycie bardzo ciekawą, młodziutką ewolucyjnie, na pozór niewidzialną część ciała. Skorupkę. Owa skorupka pełni w dzisiejszych czasach niebagatelną rolę – stała się ona znakomitym przystosowaniem do życia w tak zwanych cywilizowanych warunkach. Dostajemy ją zwykle już w którejś z nastoletnich wiosen życia. Najczęściej zakładającym skorupkę jest koleżanka wyśmiewająca twoją nową spódniczkę, kolega, który zrobił z ciebie klasowego głupka, lub nauczyciel, który na środku sali cię ustawił i za „bohatera” nagrodził pałą i śmiechem rówieśników. Wtedy skorupka się pojawiła. Była jeszcze niewinnie przezroczysta, mięciutka od naiwności, nasiąkła łzami. Potem, z biegiem lat cichutko twardniała, umacniała ją każda obelga, każde parsknięcie śmiechem na twój widok, każde taksujące cię z góry na dół spojrzenie.
Kiedy skorupka była już odpowiednio usztywniona, wzięliśmy do ręki pędzelek i wymalowaliśmy na niej lepszą wersję samych siebie – takich, jakich chciał nas widzieć świat. I teraz, jako dorośli, paradujemy sobie po świecie obwarowani, schowani w środku, bezpieczni. Nie da się już nas zranić, to prawda... Ale sami jesteśmy coraz mniej prawdziwi i, co za tym idzie, coraz mniej prawdziwych ludzi wokół nas – bo jak znaleźć kogoś, kto cię rozumie, jeśli nigdy siebie nie odsłaniasz?
Spróbuj kiedyś wyjść ze swojej skorupki i nieśmiało zapukać w skorupkę kogoś innego. A nuż odpowie?