Opinia ta dotyczy mojego środowiska, katolików, przekonanych, że prawo do życia jest pierwszym i podstawowym prawem każdej osoby i nikogo nie można tego prawa pozbawiać.
Nazywamy siebie obrońcami życia. Powtarzamy, że życie ludzkie jest święte: na uniwersytetach, ambonach, w szkołach i na ulicach, w mediach społecznościowych. Uruchamiamy aplikacje, wznosimy kolejne modlitwy i adopcje duchowe. Oto teraz nadeszła perspektywa zmiany prawa, pokażemy pozostałym naszą siłę. Niech się przekonają!
Politycy mają inne cele niż wspólnoty chrześcijańskie. Ich celem jest skuteczność. Ustawę łatwo zmienić. Być może kolejna ekipa rządząca, posiadająca większość parlamentarną lub koalicyjną, wprowadzi aborcję na życzenie. I co wtedy? Jak zareagujemy, jakie będą nasze argumenty?
Popatrzmy na nas samych z dystansu. Popatrzmy na siebie z perspektywy tych osób, do których nie trafia argument o świętości życia ludzkiego, ani o godności osoby ludzkiej, dziecka Bożego itd. Co innego argument mówiący o wykluczeniu – choć i ten nie zawsze działa. Ale wróćmy do nas. Jesteśmy beznadziejnie nieskuteczni i momentami śmieszni, niepoważni, mało wiarygodni.
Nasza dyskusja ze zwolennikami aborcji jest rozpaczliwą obroną. Niekiedy nie chcemy widzieć, jak bardzo nam brak argumentów i metodologicznej poprawności. Jeszcze czasem porównamy naszych oponentów do terrorystów i zadowolenie gotowe. Dzisiaj z transparentem może chodzić każdy, i co z tego? Zginie w tłumie. Taki sam los czeka nawet najlepszą aplikację.
Troska o życie i obrona życia ludzkiego nie kończy się w momencie narodzenia osoby. Tak, jak nie kończy się adopcja duchowa. Przynajmniej nie powinna. Co robimy na rzecz narodzonych: niepełnosprawnych, obciążonych aberracjami, sierot, dzieci wychowywanych tylko przez matkę, dzieci dotkniętych przemocą w rodzinie, dzieci dotkniętych przemocą seksualną?
Ktoś powie: są hospicja prenatalne, domy samotnej matki, okna życia, sierocińce. To wszystko Kościół prowadzi i oferuje, to my katolicy, my chrześcijanie! Czy rzeczywiście jesteśmy zorganizowani na tyle, by wspierać, jako osoby indywidualne, rodziny, grupy, wspólnoty i parafie takie miejsca? Ciekaw jestem ile osób pofatygowało się kiedykolwiek do domu samotnej matki. A ile wsparło hospicjum prenatalne – o ile takie w ogóle jest na terenie diecezji. W Lublinie akurat jest. Ale i ono nie spełnia wszystkich potrzeb. A najgorsze, że sami dokonujemy selekcji osób, którym warto, a którym nie warto przychodzić z pomocą. Przykład: imigranci. Ciekaw jestem ilu obrońców życia krzywo patrzy na gesty i słowa Franciszka skierowane w stronę tych ludzi.
Czy my, jako wspólnota, interesujemy się i czy żywo zabiegamy, by poznać na terenie naszej parafii, osiedla, gminy, wsi – matki, małżeństwa, rodziny borykające się z zachowaniem godności i poziomu życia ze względu na obecność niepełnosprawności, kalectwa, starości, samotności, biedy, przemocy, wykluczenia?
Mamy nadal poczucie, że każde dziecko rodzi się w pełnej i szczęśliwej rodzinie. Otóż tak nie jest. Często, coraz częściej to kobieta, matka samotnie dźwiga ciężar wychowania i utrzymania dzieci. I potrzeba tu nie tylko 500 zł miesięcznie, ale klimatu przyjaznego państwa, ośrodków i instytucji, ale nade wszystko naszego zaangażowania i naszego odpowiedzialnego nastawienia.
A może trzeba wprowadzić „dziesięcinę” lub inną formę wsparcia finansowego, aby powstawały domy i ośrodki dla kobiet, które zdecydują się urodzić niepełnosprawne, czy poważnie upośledzone dziecko. Konieczne jest zbudowanie bazy profilaktycznej, bazy psychologicznej i terapeutycznej, bazy instytucjonalnej. Może trzeba pomyśleć o budowie sieci hospicjów prenatalnych, zamiast o kolejnych pomnikach. Trzeba zacząć słuchać kobiet – jeszcze bardziej i jeszcze częściej. I powiem szczerze, szkoda, że tak wiele kobiet milczy i nie zabiera głosu w tej dyskusji, choć to bardzo trudne, ze względu na jej wysoki poziom upolitycznienia. A może one nie mają zwyczajnie czasu, bo są zajęte dziećmi, pracą, życiem, pomaganiem innym.
Projekt ustawy to jedno, a zaplecze instytucjonalne i personalne to drugie. A z tym drugim jest niezbyt kolorowo. Trzeba zacząć szkolić prawdziwych specjalistów, którzy będą realnym wsparciem dla kobiet, które słyszą od lekarza, że dziecko urodzi się z poważnymi wadami. My, obrońcy życia, musimy się obudzić do działania, bo przymus niczego nie załatwi, prawo niczego nie zmieni. Opresje tym bardziej.
Mówiąc, że aborcja jest zła, nie używajmy argumentów siłowych i większościowych. Bo co się stanie, gdy będziemy mniejszością?