Podchodzą do tego projektu bardzo poważnie, co wprawia w zadumę ich rodziców. Niektórzy nawet nie zdawali sobie sprawy, jakim talentem dysponują ich synowie.
Poniedziałkowe popołudnie. Na ulicy Bursztynowej w Lublinie coraz więcej samochodów, coraz więcej osób. Ci, którzy nie zdążyli rano – teraz w sklepikach osiedlowych kupują produkty na obiad albo na kolację. W kościele też całkiem spory ruch, odwiedziny połączone z modlitwami nieustająco przyjmuje Pani Latyczowska. Nieco dalej, na parkingu parafialnym coraz mniej wolnych miejsc. Prawdziwe oblężenie trwa w salkach parafialnych i w filii biblioteki miejskiej. Zajęć przy parafii jest na tyle dużo, że na poszczególnych drzwiach wywieszony jest grafik zajęć, godzina i nazwisko prowadzącego spotkanie. W jednej z rubryk widnieje adnotacja z nazwiskiem: ks. Atilla Honti – „Pueri Cantores Lublinenses” – próba chóru.
Chór terenowy
Pomysł założenia takiego chóru chodził mu po głowie, gdy był jeszcze klerykiem. Miał sprecyzowane zainteresowania i plany duszpasterskie. Pomagał mu wyjątkowy słuch muzyczny i chęć zrobienia czegoś nowego. Pomysł wyjawił arcybiskupowi, a ten dał mu czas na sprecyzowanie pomysłu i na przemyślenia. – Właśnie mija rok od momentu, gdy abp Stanisław Budzik dekretem powołał do istnienia chór „Pueri Cantores Lublinenses”. Ukoronowaniem pracy jest powołanie stowarzyszenia katolickiego, chór ma kościelną osobowość prawną – mówi ks. Atilla Honti, dyrygent i pomysłodawca chóru. – Wykonujemy repertuar muzyki chóralnej, kościelnej po łacinie i po polsku. Są to utwory Pergolesiego, Gounoda, części stałe Mszy św. Angażujemy do chóru chłopców z całego Lublina, nie jesteśmy chórem parafialnym, ale diecezjalnym – podkreśla.
Potęga słuchu
Znaleźć chętnych do śpiewania chłopców w kilkusettysięcznym mieście to nie problem. Ale jak znaleźć chłopców potrafiących śpiewać dobrze i z potencjałem? Trzeba zrobić przesłuchanie. Tak też zrobił ksiądz dyrygent. Jeździł po szkołach i za zgodą dyrektorów szukał kandydatów do chóru. Wioletta Wojciechowska jest mamą Jakuba, który w Szkole Podstawowej nr 30 poszedł na przesłuchanie i został zakwalifikowany. – To dodatkowy obowiązek dla rodziców, ale to również nagroda dla nas, bo dziecko przejawia pewne zdolności i może je rozwijać, a dodatkowo prezentować je. Wraz z mężem widzimy postępy syna i jego rozwój. Ważne dla nas jest również wzrastanie dziecka w atmosferze bliskości Kościoła i wiary – wyjaśnia. Próby chóru odbywają się dwa razy w tygodniu, dokształty dodatkowo w soboty. Dorota Kowalik, mama Mikołaja, który jednocześnie służy jako ministrant w parafii MB Różańcowej, opowiada. – Jestem bardzo zadowolona, bo syn kształtuje swój charakter wokół wartości, które nam z mężem odpowiadają. Nie mieliśmy pojęcia, że Mikołaj potrafi śpiewać. Okazało się także, że ma zamiłowanie do gry na organach – dodaje. Tomasz Nowicki należy do sąsiedniej parafii, ale syn chodzi do szkoły przy ul. Bursztynowej i tak trafił na przesłuchanie, a potem do chóru. – Nie jestem muzykiem, więc trudno mi pod tym względem oceniać rozwój syna. Dla mnie istotne są niesłabnące chęci z jego strony i radość – tłumaczy Nowicki.
Rozkwit marzeń
Krzysztof Chruścicki jest uczniem piątej klasy szkoły podstawowej. Twierdzi, że przynależność do chóru daje mu wiele satysfakcji, choć nie wszyscy koledzy z klasy traktują śpiewanie w chórze jako coś wartego uwagi. Ale Krzysztof radzi sobie poza tym z nauką i na boisku, dlatego wiedzą, że śpiew wybrał spośród wielu możliwych opcji. Cieszy się, że może rozumieć nuty i poruszać się w ich gęstwinie całkiem swobodnie. – Do wszystkiego potrzeba czasu i chęci – mówi. Podkreśla, że zdecydowanie bardziej pociąga go muzyka chóralna niż współczesna muzyka rozrywkowa. – To nie powinno dziwić. Moim marzeniem byłoby zostać w przyszłości cenionym tenorem – precyzuje. Remigiusz Kowalik dołączył do chóru w kolejnym naborze. Śpiewa w altach, dodatkowo odkrył pasję do gry na fortepianie. Emil Zieliński trafił do chóru w drugim naborze i najbardziej docenia współpracę z kolegami. Poza tym widzi wartość w stawianych wymaganiach. – Nasz dyrygent nie mówi „nic się nie stało, że zaśpiewałeś tak, a nie inaczej”, ale od razu poprawia – tłumaczy chórzysta.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się