Już niebawem kibice będą emocjonować się Mistrzostwami Europy w Piłce Nożnej, które zostaną rozegrane we Francji. Nie od dzisiaj wiadomo, że sympatycy sportu oceniają nie tylko uczestniczących w zawodach sportowców, ale także dziennikarzy sportowych.
To może jeszcze kilka błędów językowych, innych od tych, które uparcie odnotowują internauci. Sprawą drażniącą bywa np. nieodmienianie polskich nazwisk. Dlaczego nie wszyscy odmieniają nazwisko polskiego skoczka Jana Ziobry? (jego nazwisko odmienia się przecież jak Fredro). Sprawa ta dotyczy nie tylko dziennikarzy sportowych, wszak mamy również „politycznego Ziobrę”. Dlaczego niektórzy pozostawiają w mianowniku nazwiska męskie: Omelko (w odniesieniu do mężczyzny odmienia się jak Kościuszko), Lampe (odmienia się jak Linde) itd.
Może jeszcze kilka uwag o wpływie języka angielskiego. Mamy już bowiem w piłce nożnej playmakera (głównego rozgrywającego), w lekkoatletyce pacemakera (jest polskie określenie zając), coacha (trenera), team (drużynę), a nawet team spirit (ducha zespołu). W trakcie poprzednich mistrzostw Europy, szczególnie w miastach, karierę zrobiły strefy kibica. W mediach częściej mówiło się jednak o fan zonach itp. Wydaje się, iż w niektórych przypadkach nie będzie nadużyciem odwołanie się do M. Reja, który stwierdził, że Polacy nie gęsi, bo swój język mają.
W jednej z audycji telewizyjnych dziennikarka sportowa powiedziała, że dzisiaj słowo dziękuję będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Tak, to prawda, dzisiaj bardzo często w mediach wszystko się odmienia przez przypadki. Ale chyba nie czasowniki!? Na stwierdzenia eksperta w studiu telewizyjnym: „pobiegaj tak pięknie jak Justyna” (chodziło oczywiście o Justynę Kowalczyk, przyp. MK), dziennikarz odpowiada: „tak, tak, zauważyłem ten przymiotnik”. Szukam, ale jakoś nie mogę tu znaleźć tej części mowy. Wystarczy już może tego wytykania i złośliwości.
Na zakończenie krótki apel do wszechwiedzących i często negatywnie oceniających poczynania dziennikarzy sportowych kibiców. Otóż wszystkim krytykantom proponuję pewien eksperyment. W trakcie wydarzeń sportowych niech wyłączą dźwięk telewizora i skomentują dla współoglądających widowisko „na żywo”. A może zadzwonią do kogoś, kto nie może akurat w tym momencie obejrzeć jakiegoś meczu? Może będzie wówczas mniejszy stres, bo przecież komentator sportowy to ktoś, kogo słychać, ale raczej nie widać. Jak długo krytyczny widz wcielający się w nową rolę dziennikarza będzie potrafił w barwny sposób opisać to, co się dzieje w tym czasie na ekranie jego telewizora? Przecież jest niekwestionowanym fachowcem! Czy dotrwa do 45 minuty meczu, czy też zarzuci jakże świeżą profesję zaraz na początku? Wiem od niejednego dziennikarza sportowego, że byli już tacy, którzy zasiadali za stanowiskiem komentatorskim, którym dawało się mikrofon i zakładało słuchawki na uszy. Po tych doświadczeniach z reguły stwierdzali, że to był ich pierwszy i ostatni raz w tej roli. Podsumowując, bądźmy krytyczni, zwracajmy uwagę na wszelkie błędy i potknięcia językowe, wszak dziennikarze sportowi mają wpływ na kształtowanie współczesnej polszczyzny, z drugiej jednak strony odrobina wyrozumiałości dla tego naprawdę trudnego zawodu oraz uatrakcyjniającym te wydarzenia naszym dziennikarzom jak najbardziej się należy. Jeśli jednak ktoś uważa, że jest najlepszy, to niech spróbuje własnych sił w profesjonalnym dziennikarstwie sportowym. Do odważnych świat należy! A zatem do boju!
*Dr Mariusz Koper jest pracownikiem Katedry Języka Polskiego KUL i należy do Zespołu Ekspertów KUL.