Dokładnie 29 lat temu Jan Paweł II odwiedził Lublin. Na lubelskich Czubach odprawił Mszę w której uczestniczyło około 1 mln ludzi. Dziś w tym miejscu znowu odprawiono Mszę św. i w wąwozie poświęcono Przystanek Jana Pawła II.
9 czerwca 1987 roku w tym miejscu były pola. Wtedy podzielono je na sektory, które zajęli nie tylko mieszkańcy Lublina i okolic, ale i wiele pielgrzymów z różnych stron Polski.
Dziś to miejsce to ogromne osiedla mieszkaniowe podzielone na trzy parafie: Świętej Rodziny, Matki Bożej Różańcowej i św. Wojciecha. To z ich inicjatywy w wąwozie - miejscu spacerów wielu mieszkańców - upamiętniono spotkanie z Janem Pawłem II sprzed 29 lat.
Polowej Mszy św. przewodniczył ks. Józef Dziduch, proboszcz parafii Matki Bożej Różańcowej. Homilię wygłosił ks. Tadeusz Pajurek, proboszcz parafii Świętej Rodziny. Na uroczystościach obecny był także ks. Ryszard Jurak, ówczesny proboszcz budującej się wówczas parafii Świętej Rodziny, główny organizator lubelskiego spotkania z papieżem.
Przypominając tamto spotkanie, ks. Tadeusz Pajurek nawiązał do słów poety Juliusza Słowackiego, który przepowiedział słowiańskiego papieża.
- Byliśmy świadkami czasów, kiedy słowa poety stały się faktem. Słowiański papież odwiedził Lublin, budując z milionowej rzeszy wspólnotę. Staliśmy się wówczas wielką rodziną, a wielu z nas do końca życia będzie określać się pokoleniem Jana Pawła II - mówił ks. Tadeusz.
Po Mszy świętej poświęcono "Przystanek Jana Pawła II" czyli specjalne miejsce w wąwozie parku Jana Pawła II, upamiętniające pobyt papieża w naszym mieście.
Ks. Ryszard Jurak tak wspominał wydarzenia sprzed 29 lat: - Na spotkanie z Janem Pawła II na Czubach w Lublinie przybyło ponad milion wiernych. Było dużo negatywnej propagandy, że będzie ciasno, że się ludzie nie zmieszczą, że będzie niebezpiecznie itd. Różnymi informacjami karmiono wtedy ludzi. Ale ci, którzy chcieli widzieć ojca świętego i razem z nim przeżyć Eucharystię, i tak przyszli.
Już od północy się zbierali, a od rana ciągnęły tłumy. Ze wszystkich stron, dosłownie z pól, od lasu, ulicami, od miasta – wszędzie nieprzebrane tłumy. To jednak ponad milion ludzi. Sektory zostały zamknięte o 14.00. Każdy sektor stawał się takim Kościołem. Byli wierni i kapłani. Ludzie się spowiadali, śpiewali, modlili - każdy sektor na swój sposób.
No oczywiście! Takie przedsięwzięcie wymagało współpracy, zarówno środowisk kościelnych, jak i władz miejskich. Wszyscy musieliśmy być zaangażowani. I byliśmy. To było wspólne dzieło jednoczące nas jako Polaków, mimo różnic światopoglądowych i orientacji politycznych. Wszystkim bardzo zależało, a czas był krótki, żeby przygotować taką wizytę. Proszę sobie wyobrazić, że trzeba było wykopać 12 tysięcy dołków i zrobić 38 km płotu, pozyskać żerdzie z lasu, okorować. To wszystko zrobili ludzie w ciągu miesiąca.
Gdzieś po godz.15.00 papież przyjechał na miejsce, skorzystał z pokoju osobistego, w którym się zatrzymał. Ten pokój to było miejsce, w którym chciał się skupić w ciszy. No i o godzinie 16.00 zaczęła się liturgia. Trwała do 18.00. Był wtedy straszny deszcz.
Po Mszy św. przyszedł na plebanię na jakieś pół godziny. W jednym z pokoi była kolacja. Był zaproszony ksiądz Kuzia z Tatar. Zaprosiłem go, bo byłem mu wdzięczny za jego pomoc. Mówię: „Chodź, Zbyszek, będziemy razem, ojciec święty w środku, my po bokach”.
Po lewej stronie miałem księdza prymasa Józefa Glempa. Rozmawialiśmy z papieżem o sprawach parafii, kościoła i takich osobistych. Normalna rozmowa, jakbyśmy się znali całe życie. Ja osobiście papieża znałem już wcześniej, kiedy przyjeżdżał do Lublina jako profesor, kiedy pracował na KUL-u. W seminarium służyłem mu do Mszy św., gdy był kardynałem. Później, jak został papieżem, to śledziłem wszystko, co robił, gdzie pojechał. Czytałem wszystko, co napisał. Tym żyłem.