Jeśli zamkniemy się i odgrodzimy, to nikt o nas nie usłyszy, nikt nas nie zrozumie. A swoje frustracje będziemy wylewać na sąsiadów.
Nie czekajmy, aż ktoś nas zechce poznać. Zróbmy pierwszy krok, otwórzmy się na innych. Powiedzmy im o sobie, ale bez cierpiętnictwa, patrzmy razem w przyszłość.
Po rozmowie z młodymi Belgami urodzonymi w Kamerunie, Syrii i Libanie łatwo zweryfikować sensowność spotkań takich jak ŚDM. Poszczególne grupy zagranicznych gości zwiedzają Lublin: katolicki uniwersytet, Stare Miasto wraz z dzielnicą żydowską, muzeum na Zamku i muzeum na Majdanku. Wejście na teren byłego obozu koncentracyjnego dla zdecydowanej większości z nich było doświadczeniem nowym i szokującym. Większość z nich nie słyszała o obozach koncentracyjnych. Dziwimy się temu? Dlaczego?
Ilu młodych Polaków zna historię Kambodży i „dokonania” Salotha Sara? A może nawet nie trzeba sięgać tak daleko, by zrozumieć, że młode pokolenie żyje w oparciu o nowszą historię, jak też w oparciu o nowe formy religijności.
Lublin to miasto kultury, wielu festiwali, na które przyjeżdża mnóstwo gości z zagranicy. Wschód Kultury-Inne Brzmienia, Carnaval Sztukmistrzów, Noc Kultury, Noc Muzeów to bardzo ważne wydarzenia, bo ludzie, głównie z zachodnich krajów Europy i USA oraz Kanady, mogą zobaczyć z bliska Lublin i poznać charakter i kulturę miasta leżącego w Europie Wschodniej. To niezwykle ważne.
Ale wyjątkowość ŚDM przejawia się w tym, że ludzie z całego świata - oprócz oferty modlitewnej i kulturalnej - zamieszkają z polskimi rodzinami pod jednym dachem, wejdą na uniwersytet - miejsce moim zdaniem najważniejsze w każdym mieście - i znajdą się na terenie byłego obozu zagłady. Błąd popełniły moim zdaniem te parafie, które nie zaprosiły swoich gości na uniwersytet, na Stare Miasto i do muzeum na Majdanku.
Pamiętamy dawne i niedawne batalie o wyrażenie: „polskie obozy zagłady”. Ci, którzy byli na Majdanku, niektórzy będą w Oświęcimiu, nie użyją takiego zwrotu. Już nie używają. Mało tego, dzięki temu, że odwiedzili Polskę i Lublin, ich znajomi, nie tylko na Facebooku, zwiedzają i poznają to miejsce razem z nimi, tak jak ich bliscy ze wszystkich stron świata.
Nikt nas nie zrozumie, nikt nas nie pozna - łącznie z naszą historią - jeśli się zamkniemy i odgrodzimy od innych. Włodarze miast i miasteczek zacierają ręce, bo taka okazja do promocji szybko się nie powtórzy.
A w perspektywie wiary? Uczmy się od naszych gości, to świetna lekcja dla nas, dla naszej często zatęchłej i dumnej pobożności.
Nadal mam przed oczami obraz przerażonych wiernych jednej z parafii, którzy nie wiedzieli jak zareagować na widok biskupa, który jadł bułkę siedząc z młodzieżą na trawie, a potem na nocleg poszedł nie na plebanię, tylko do akademika. Warto też pójść na liturgię z udziałem młodzieży z zagranicy. To doświadczenie może, a nawet powinno, niektórym otworzyć oczy.