Szli w deszczu i w słońcu. Były chwile wielkich radości ale też zwątpienia. Dziś szczęśliwi wchodzą do Częstochowy, by pokłonić się Matce Bożej, podziękować za wszelkie łaski i prosić i kolejne.
W miarę zbliżania się do Częstochowy zmęczenie, którego pielgrzymi doświadczają od początków swojej drogi, mijało jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki. Niektórzy już kilka dni temu z lekkim żalem zaczęli mówić, że zbliża się koniec wspólnej drogi.
- To taki cudowny czas, kiedy człowiek nawet jeśli czuje się zmęczony, to jest to tylko zmęczenie fizyczne. A im większe zmęczenie fizyczne, tym lepszy stan ducha - śmieje się pani Kazimiera, pielgrzymująca na Jasną Górę po raz siódmy.
Byli tacy, którzy z lekką obawą myśleli już o powrocie do "normalności" jak mówią, prawie od samego początku - Trzeba będzie wrócić do pracy i tłumaczyć dlaczego swój urlop znowu "zmarnowałem" na pielgrzymkę - wzdycha Roman. - A choć co roku mówię o tym samym, za każdym razem moi koledzy patrzą na mnie dziwnie.
Dziś o 11.15 na wałach jasnogórskich przywita pielgrzymów arcybiskup Stanisław Budzik, a o godz. 13 sprawowana będzie Msza św. kończąca 38 pieszą pielgrzymkę. - To nasza pierwsza pielgrzymka - mówią Marcin i Antonina z Lublina. - Za miesiąc się pobieramy. Postanowiliśmy, że chcemy nasze wspólne życie zawierzyć Matce Bożej, bo wiemy, że w życiu zdarzają się różne chwile.
38. Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę przebiegła bez żadnych poważnych wypadków i bez niebezpiecznych zdarzeń. Bracia i siostry ze służby medycznej najczęściej interweniowali przy przebijaniu pęcherzy, po zbyt długim przebywaniu na słońcu oraz w przypadkach problemów żołądkowych.
- Nie było dramatycznych zdarzeń i to najważniejsze - podkreśla Ryszard Iwanicki, ze służby zdrowia. Nad bezpieczeństwem pielgrzymów czuwało kilkadziesiąt osób ze służb medycznych, lekarze i pielęgniarki, była też karetka i ratownicy medyczni, samochody wspierające medyków oraz od połowy pielgrzymki specjalny autokar wożący osoby najbardziej chore.
Droga na Jasną Górę to czas zmian, jak potwierdzają pielgrzymi. Człowiek dorasta i dowiaduje się o sobie tylu rzeczy, których nie wiedział przez wszystkie dotychczasowe lata. - Nigdy nie pomyślałabym, że jestem w stanie przejść tę trasę - mówi Aneta, pielgrzymkowa nowicjuszka. - Dałam radę i odzyskałam wiarę we własne siły, w to, że na coś mnie stać - nie kryje radości dziewczyna.