- Ukraińcy mają jedną sprawdzoną metodę: "Nic nie robić, to samo się zrobi". Przyjdzie "Tosia" i zrobi. Ale jakoś jeszcze nie przyszła. Krytykuję to miejsce, bo je kocham i tam żyję. Nie krytykuje miejsca, które mnie nie obchodzi - tłumaczył ukraiński pisarz.
- Rosja weszła tam, gdzie większość chciała Rosji - mówił Ołeksandr Bojczenko podczas spotkania autorskiego poświęconego niedawno przetłumaczonej na język polski książki „50 procent racji”. Spotkanie z pisarzem, krytykiem literatury i tłumaczem urodzonym w 1970 r. w Czerniowcach na Ukrainie odbyło się w restauracji Hades-Szeroka przy ul. Grodzkiej w Lublinie. Poprowadzili je o. Tomasz Dostatni i Grzegorz Józefczuk. Wybrane fragmenty książki czytał Bohdan Zadura.
- Skoro nie możemy się zjednoczyć, to może lepiej pokojowo, za pomocą referendum - rozejść się w obie strony. Politycy tego nie mogą powiedzieć, nawet jeśli myślą tak samo. Ale ja nie jestem ani politykiem, ani prezydentem, więc mogę tak mówić. Poza tym, piszę tak od 14 lat. To temat tragiczny. Nic dobrego z tego nie będzie - mówił o sytuacji na Ukrainie.
Jak podkreślił, Ukraińcy mają jedną sprawdzoną metodę: „Nic nie robić, to samo się zrobi”. - Przyjdzie „Tosia” i zrobi. Ale jakoś jeszcze nie przyszła. Krytykuję to miejsce, bo je kocham i tam żyję. Nie krytykuje miejsca, które mnie nie obchodzi - tłumaczył z gorzkim uśmiechem.
Zapytany o styl i kształt jego ostatniej książki „50 procent racji” odpowiadał, że nigdy nie chciał przedstawiać rzeczywistości jako czarno-białej. A poza tym wiele jego tekstów narodziło się w związku z tym, że wnikliwie obserwuje i słucha ludzi. - To pewnego rodzaju sposób patrzenia i mówienia, tak opowiadam rzeczywistość moim znajomym - stwierdził Bojczenko. W spotkaniu z ukraińskim pisarzem uczestniczyło kilkadziesiąt osób.