- Lata szkolne są najważniejsze, tu kształtuje się charakter i umysł ucznia. Ale to rodzina jest fundamentem. Dlatego rodzice powinni zrozumieć, że my, nauczyciele jesteśmy ich sprzymierzeńcami - nie wrogami. Wiem, że świat się zmienia i rodzicom nie jest łatwo, ale dziecko nie jest rzeczą- mówi Ewa Fijuth.
Tendencja jest taka, że chętniej patrzymy w kierunku świata zachodniego, który w naszej mentalności kojarzony jest z nowoczesnością, porządkiem, postępem i zamożnością. Jednak kultura rosyjska posiada coś wyjątkowego. I wciąż nie brak takich, którzy kochają język rosyjski, literaturę i tę kulturę. Jedną z wybitnych rusycystek jest z pewnością Ewa Fijuth, wicedyrektor III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie.
- Język rosyjski miałam, jak wszyscy w tamtym czasie, od piątej klasy szkoły podstawowej. Czułam ten język od początku, to było to. Coś zaiskrzyło. Dobrze mi szło, a wraz z upływem lat wchodziłam nie tylko w język, ale i kulturę. Miałam dobrych nauczycieli języka rosyjskiego, którzy potrafili zainteresować i wzbudzić pasję - wspomina.
I mimo że język rosyjski był jednak w tamtym czasie językiem indoktrynacji, Ewa Fijuth spotkała wybitnych nauczycieli, którzy potrafili zarazić pasją do języka i kultury, oddzielając to wszystko od polityki.
- Moja nauczycielka, Maria Hajczuk-Popek, potrafiła pokazywała piękno języka, mając to nauczycielskie „coś”, co pozwalało wejść w język bezboleśnie, a był to przecież przedmiot jak każdy inny, wymagający wiele wysiłku i systematyczności. Na zajęciach pozalekcyjnych omawialiśmy utwory literackie, których nie było w programie - wspomina.
Od zawsze chciała mieć do czynienia ze szkołą. Początek jej kariery zawodowej to praca w Bibliotece Głównej UMCS, ale zaistniała w III LO jako praktykantka i dało jej to szansę na pracę w tej szkole. - Zaczynałam w październiku 1981 roku. Była to trudna sytuacja polityczna i społeczna. Gdy mnie przyjęto, z marszu musiałam poprowadzić zajęcia z klasą. Nie było wstępu. Wtedy zrozumiałam, że muszę pracować więcej niż przedstawiciel innego zawodu. Wiele razy potem przyszło mi się przekonać, jak bardzo nauczyciel jest ważny w życiu ucznia. Aspekt wychowawczy był i jest niezwykle istotny - precyzuje.
Jak wielu pedagogów, zdaje sobie sprawę z tendencji, która sprawia, że szkoła staje się w pewnym sensie instytucją usługową. - Jeśli rodzice okazują wsparcie szkole, to my mamy znacznie większa możliwość działania i szansę na sukces edukacyjny i wychowawczy. Niestety, w tym momencie spotykamy się bardzo często z sytuacjami roszczeniowymi, tzn. my jesteśmy od wychowywania, przekazania wiedzy i kultury, a rodzice przysyłają dziecko na zasadzie przechowania. Wiem, że świat się zmienia i rodzicom nie jest łatwo, ale dziecko nie jest rzeczą. Lata szkolne są najważniejsze, tu kształtuje się charakter i umysł ucznia. Ale to rodzina jest fundamentem. Dlatego rodzice powinni zrozumieć, że my, nauczyciele jesteśmy ich sprzymierzeńcami - nie wrogami - podkreśla.
Spadające notowania polskich uczelni w rankingach międzynarodowych mają również wiele wspólnego z poziomem szkół średnich. - Należałoby się nad tym głębiej zastanowić. Kiedyś o miejsce na uczelni trzeba było rywalizować z kilkoma, a w nawet kilkunastoma osobami. Obecnie mamy wiele uczelni prywatnych i w dodatku niż demograficzny. Teraz uczelnie walczą o studenta, nie odwrotnie. Nie wyobrażam sobie, aby w takiej sytuacji można było zachować wysoki poziom - wyjaśnia.
Znów słyszymy zapowiedzi zmian w systemie edukacji. To budzi niepokój i nieporozumienia. Na konkrety czekają nauczyciele i uczniowie oraz ich rodzice. - Zapowiedź czteroletniego liceum dla nas, myśląc nieco egoistycznie, byłoby dobre. Gdy chciano wprowadzić gimnazja, moje środowisko było przeciwne temu pomysłowi. Gdy do liceum przychodzą uczniowie z różnych szkół, my musimy mieć czas na wyrównanie poziomu, by ruszyć dalej. Dlatego trzy lata nauki w liceum to zbyt mało, a przecież klasy maturalne tak na prawdę kończą naukę w kwietniu. I to powoduje jeszcze większy stres.
Trzeba jednak powiedzieć, że niektóre gimnazja bardzo dobrze spełniają swoją funkcję.
Ewa Fijuth wątpi jednak w powrót do takiej edukacji, gdzie byłoby więcej miejsca dla literatury, kultury i sztuki. - Świat się zmienił, kultura się zmieniła, coraz mniej osób czyta książki. Może musimy przejść etap zachłyśnięcia się technologią, bo często powtarza się tezy o braku przyszłości dla humanistyki. Uważam, że bez humanistów mielibyśmy do czynienia z niezwykłym zubożeniem świata - podsumowuje.