Ks. kan. Marian Malarz, artysta wyróżniony Honorowym Obywatelstwem Puław, opowiada o sztuce, ludziach, domu rodzinnym i Bogu, który jest Pięknem.
Ks. Rafał Pastwa: Zacznijmy od początku…
Ks. kan. Marian Malarz: Urodziłem się 29 września 1922 r. we wsi Skoki w parafii Czemierniki. Rodzice mieli małe gospodarstwo. Mieli siedmioro dzieci. Jeden ze starszych braci potrafił malować pięknie konie, miał tę zdolność, której ja nie posiadam. Koń jest bardzo trudny w malarstwie. Tylko Michałowski potrafił to robić. Kossak tego nie potrafił w takim stylu. Dlatego, gdy Picasso zwiedzał w Warszawie muzeum zachwycał się końmi Michałowskiego.
Byliście szczęśliwi?
Mój tata, Aleksander zmarł na zapalenie płuc w wieku 43 lat. Miałem wtedy trzy lata. Mama została z siedmiorgiem dzieci. Nie miała pieniędzy żeby kupić jakiekolwiek przybory do pisania czy malowania. Było ciężko, ale dawaliśmy sobie radę. Ludzie mówili, że wyśle nas na służbę, ale ona się tak starała, żebyśmy pracowali u siebie w gospodarstwie. Byliśmy bardzo zżyci, kochaliśmy się. Potem przyszła wojna. Czuliśmy niepewność jutra. Tak jak inni ludzie. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że najważniejszy jest człowiek, któremu bez względu na wszystko należy zawsze podać rękę. Każdy chce być kochany, szanowany i żyć w pokoju. Nawet ci, którzy błądzą mają okazję się zreflektować, ale do tego wymagane jest nasze dobre serce.
Proszę opowiedzieć jeszcze o mamie…
Mama, Feliksa z domu Lipska była prosta kobietą, ale miała wyczucie piękna i dobra. Uczyła nas pacierza, który był odmawiany wspólnie. Odmawialiśmy różaniec w intencji ojca. Dzięki niej poznałem Boga, chciałem zostać Jego sługą. Bóg jawił mi się jako Ktoś wielki, Wszechmocy i Piękny. Tak sobie myślałem już w młodości, że On jako źródło piękna lubi piękno i obdarza nim ludzi. W tym sensie powinno się wymagać od sztuki, aby prowadziła do Boga.
Jak narodziła się pasja do malarstwa?
Sam nie wiem jak to się stało. Urodziłem się i wychowałem na Podlasiu. Uwielbiałem tamtejszą przyrodę, otoczenie: lasy, falujące zboża, warkocze brzóz tańczące na wietrze, śpiewy skowronków. To wszystko się we mnie gromadziło. Chciałem to w jakiś sposób wydobyć na zewnątrz.
Gdzie się Ksiądz uczył malarstwa?
Jestem samoukiem. Nie raz mnie pytano, którą akademię skończyłem. Zawsze odpowiadałem, że urodziłem się jako artysta malarz. To cos więcej, jak mniemam, aniżeli uzyskać jedynie dyplom i stać się rzemieślnikiem.
Czy wrażliwość pomaga w duszpasterstwie?
Twórczość wymaga skupienia i czasu wolnego. Nie mogłem i nie chciałem rezygnować z moich obowiązków duszpasterskich, które należały do wikariusza. Wolne chwile poświęcałem malarstwu. Ale to, jak powiadam było „rwaniem” czasu na rzecz malarstwa.
Zanim Ksiądz rozpocznie malować obraz…
Najpierw trzeba skrystalizować temat. Drugą kwestią jest kompozycja, tak jak w kazaniu (śmiech). Obraz bez dobrej kompozycji nie stanowi zgranej całości. Oprócz kompozycji potrzebny jest kolor.
A powołanie?
Zawsze chciałem być księdzem, bo ksiądz w świecie czyni posługę ludziom. To mi się podobało. Święcenia kapłańskie otrzymałem w 1951 r. w Lublinie z rąk bp. Piotra Kałwy. Pierwszą moją placówka była Wielącza, dziś w granicach diecezji zamojskiej. Po sześciu latach zostałem skierowany do Puław, do parafii Wniebowzięcia NMP. Wtedy była tylko jedna parafia w Puławach i jeden blok mieszkalny. Dzisiaj to metropolia. Byłem świadkiem jak miasto się rozwijało.
Jak długo ksiądz tam posługiwał?
Czterdzieści lat. Pragnę zaznaczyć, że nigdy nie byłem proboszczem, całe moje życie byłem wikariuszem.
Dlaczego?
Nie chciałem być proboszczem, bo uznałem, że nie posiadam zdolności natury gospodarczej. Uwielbiałem głosić kazania, dobrze się czułem ucząc katechezy. Do dziś miło wspominam pracę w Technikum Weterynaryjnym w Puławach. Była to praca z dorosłymi ludźmi. Byli otwarci, życzliwi i dobrzy.
Obserwuje Ksiądz życie Kościoła, na stoliku leżą aktualne książki i gazety. Jaki powinien być współczesny ksiądz, w dobie tak szybkich przemian?
Potrzeba, moim zdaniem ducha poświęcenia, tej gotowości do poświęcenia i ofiary.
Widzę też najnowszy numer „Gościa Niedzielnego”…
Mam trochę zaległości w czytaniu, bo staram się każdą wolna chwilę poświęcić malarstwu. A „Gość Niedzielny” w mojej ocenie ma wiele pouczających artykułów, jednak do świadectw o nawróceniu podchodzę w specyficzny sposób, bo uważam, że każdy ma indywidualną drogę do świętości – trudno w związku z tym narzucać komuś utarty model.
Został Ksiądz wyróżniony Honorowym Obywatelstwem Puław.
To bardzo miłe wyróżnienie dla mnie. Dziękuję za nie.
Gdy Ksiądz myśli o Puławach, to co się przypomina najbardziej?
Przypominam sobie miasteczko z zadbanymi ulicami, domkami i ogródkami. Mnóstwo zieleni i ciszy. Przypominam sobie tych wszystkich życzliwych ludzi, mile wspominam tamten czas i miejsca. Robię to z wielką wdzięcznością.