Mówienie o aborcji dla dziennikarza nie jest trudne, jeśli chce być autentyczny i stawać po stronie prawdy – uważa Franciszek Kucharczak.
Przez lata PRL byliśmy przyzwyczajeni, że aborcja jest powszechnie dostępna i akceptowana. Kiedy studiowałem na KUL, przeczytałem ogłoszenie, że będzie debata na temat aborcji. Poszedłem tam i zobaczyłem wielu ludzi, którzy przyszli, by zorientować się w sytuacji. Występował tam ginekolog, który chwalił się, ile aborcji dokonał i dlaczego to robi.
Po jego wystąpieniu wstała starsza pani i zapytała go: „Ilu ma pan pacjentów, jeśli przychodzi do pana kobieta w ciąży?”. Lekarz zaczął się jąkać. Już wtedy dla wszystkich tam obecnych stało się oczywiste, że sprawa dotyczy dwóch osób – mówił Franciszek Kucharczak. Dzieląc się swoim dziennikarskim doświadczeniem, przytoczył zdarzenie ze swej pracy, kiedy przeczytał kiedyś tekst w „Gazecie Wyborczej” jednego doktora z UJ, który napisał, że nigdy nie był embrionem. – Bardzo mnie to zdanie zaskoczyło i zacząłem pytać różne osoby, czy były kiedyś embrionami i okazało się, że wszyscy byli – opowiadał. – Wysunąłem wówczas wniosek, że chyba tylko autor tekstu nie był, więc prawdopodobnie jest jakimś niezidentyfikowanym obiektem, bo każdy człowiek embrionem był. Napisałem o tym felieton w „Gościu Niedzielnym”, po którym otrzymałem podziękowania od studentów UJ, którzy czytając ten tekst, mieli sporo radości i oczywistych argumentów za obroną życia. – Trzeba zwracać uwagę na język, którym operujemy i który się cały czas kształtuje, także przez przekaz medialny. Dziś o dziecku nienarodzonym mówi się płód, nie człowiek. To dziwne, że prawa do bycia człowiekiem odmawia się dziecku w łonie matki, ale już dziecko z in vitro ma to prawo, a nawet często ma już swoje imię – mówił. – W 2013 roku przeczytałem w częstochowskiej „Gazecie Wyborczej”, że za Milenkę, która ma się urodzić za 5 miesięcy, trzyma kciuki nie tylko rodzina, ale i magistrat. Milenka nie była płodem czy embrionem dla środowiska promującego aborcję, tylko dzieckiem, które ma się urodzić w wyniku finansowego wsparcia programu in vitro, które zafundowały swoim mieszkańcom lewicowe władze Częstochowy. To paradoksy, które warto zauważać, i taka jest rola dziennikarza
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się