Gdy jechali autobusem do Dąbrowicy, nikt nie chciał zająć koło nich miejsca. Ludzie woleli tłoczyć się w drugiej części pojazdu, byle z daleka od nich.
To prawda, że nie pachną pięknie, a ich ciała i ubrania wody dawno nie widziały. To prawda, że swoim wyglądem i zapachem odstraszają innych. To prawda, że często są pod wpływem alkoholu czy innych środków odurzających, ale prawdą jest też, że wciąż pozostają ludźmi.
– Nikt nie ląduje na ulicy bez powodu. Każdy ma swoją skomplikowaną historię, bardziej czy mniej zawinioną. Potem już samo się toczy, bez domu, bez pracy, bez jedzenia. Spanie gdzie popadnie, szukanie czegoś w śmietniku, zbieranie makulatury czy puszek, by mieć parę groszy. W takiej sytuacji nikt nie myśli o tym, by dobrze wyglądać i ładnie pachnieć. Zmienia się to tutaj, gdy przyjeżdżają na rekolekcje – mówi Katarzyna, wolontariuszka posługująca podczas rekolekcji dla bezdomnych. Trzy dni rekolekcji pozwalają im poczuć się zwyczajnie. W pierwszy dzień są: mycie, nowe ubrania, pomoc medyczna. – To powrót na kilka dni do tzw. normalnego życia, spania w łóżku mocnym snem, jedzenia trzech posiłków dziennie, rozmów z innymi. Żeby mówić o Panu Bogu i docierać do duszy, trzeba najpierw zadbać o ciało. To dawno odkryta prawda, która zawsze na rekolekcjach się sprawdza – mówi brat Krzysztof Michalak, kapucyn. Rekolekcje dla bezdomnych odbyły się w archidiecezji lubelskiej po raz 16. – Spotykamy się z nimi od ośmiu lat, dwa razy w roku – przed Bożym Narodzeniem i przed Wielkanocą. Niektórzy to stali bywalcy, którzy zawsze pilnują terminu, by być z nami. Zawsze też podczas rekolekcji przystępują do spowiedzi. Inni raz są, raz ich nie ma, zależy, jak toczy się ich życie. Zwykle tacy, którzy przyjeżdżają pierwszy raz, przystępują do sakramentu pojednania po 30, 40 latach. Uczą się na nowo odkrywać Pana Boga i są w tym prości jak dzieci, bez wyszukanych słów i zawiłości – mówią bracia kapucyni posługujący podczas rekolekcji. Tu nie muszą nikogo udawać. Nikt nie opowiada rzewnych historii, by dostać 2 zł, bo wszyscy wiedzą, że i tak dostaną jeść i będą mogli w godnych warunkach spędzić kilka dni. – Utkwił mi w pamięci moment, gdy podczas jednej ze spontanicznych modlitw któryś z uczestników powiedział: „Panie Boże, proszę Cię, by ludzie nie traktowali nas jak szczury”. Do dziś to pamiętam i wiem, że ten człowiek miał dużo racji – wiele osób tak właśnie traktuje bezdomnych – mówi Kasia.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się