Liczy się wspólnie spędzony czas, zabawa i zwyczajne bycie z sobą. To więcej niż najdroższe zabawki i ekscytujące gry komputerowe.
Tradycją stał się majowy piknik dla dzieci na terenach zielonych przy akademikach KUL na Poczekajce. Organizatorem spotkania jest Akademicki Punkt Wolontariatu, działający w ramach Stowarzyszenia Frassatianum.
Wolontariusze, studenci z lubelskich uczelni, którzy zainspirowani życiem błogosławionego Piotra Jerzego chcą, tak jak on, nieść bezinteresowną pomoc drugiemu człowiekowi. Wśród podopiecznych APW znajdują się dzieci ze świetlic opiekuńczo-wychowawczych, z rodzin wielodzietnych, dzieci niepełnosprawne, dzieci z porażeniem mózgowym, a także osoby starsze.
Na piknik przychodzą najmłodsi ze swymi rodzinami.
- Kiedy robi się ciepło trudno utrzymać dzieci w czterech ścianach. Szczególnie takie rodziny jak nasza, które mieszkają w bloku, mają wielkie pragnienie spędzania czasu na świeżym powietrzu. Niestety na naszym osiedli można usiąść tylko między wielkimi betonowymi blokami na ławeczce na skrawku zieleni. Dlatego na piknik na terenach zielonych KUL, które sąsiadują z naszym osiedlem, czekamy zawsze z niecierpliwością - mówią państwo Malinowscy.
Rzeczywiście dzieci czują się znakomicie wśród dmuchanych zjeżdżalni, stoisk z malowaniem twarzy i punktów, gdzie studenci wolontariusze proponują wspólne zabawy.
- Oprócz nauki, bo sesja przed nami, chcemy robić coś dla innych. Zresztą dobrze zrobić sobie czasem przerwę w przyswajaniu wiadomości i spotkać z innymi. Jeśli przy okazji wychodzi z tego jakieś dobro, to tym lepiej - uważają studenci.
Inspiracją dla młodych jest bł. Piotr Jerzy Frassati, patron studenckiego wolontariatu.
- Choć żyjemy dziś w innych czasach niż Piotr Jerzy, tak samo mamy dookoła potrzebujących. I nie chodzi tylko o biedę materialną, ale o zwykłą ludzką życzliwość, której potrzebują ludzie starsi i dzieci. Chodzi o to, by wspólnie spędzić czas, może poczytać jakąś książkę, zrobić zakupy, czy pójść na spacer. To może nic wielkiego dla nas, ale dla innych to cenne chwile, na które czekają - mówi Ania wolontariuszka.