To był czas oryginalnego święta. Na ulicach i placach w centrum Lublina artyści i kuglarze sprawili, że tysiące ludzi z większym dystansem spojrzało na świat.
Istotą Carnavalu jest zabawa, która zbliża ludzi. Mimo że nie wpisuje się w oficjalny nurt sztuki, to zdobywa serca ludzi, ale także przestrzeń, w której ludzie żyją i funkcjonują. Mimo koncentracji na zabawie uczestnicy musieli wielokrotnie zmierzyć się z wymagającym przesłaniem niektórych spektakli. Tak było chociażby w przypadku Murmuyo z Chile. Murmuyo wiódł szczęśliwe życie w swoim domku w Lublinie, aż pewnego dnia z niewyjaśnionych przyczyn został wyrzucony na bruk. Z pomocą publiczności podjął próbę zbudowania nowego domu w samym sercu ruchliwej ulicy.
Przedstawienie z udziałem artysty z Chile ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Organizatorem wydarzenia były Warsztaty Kultury w Lublinie. Sama nazwa Carnavalu nawiązuje do Jaszy Mazura, Sztukmistrza z Lublina - bohatera książki Isaaca Bashevisa Singera przetłumaczonej na wiele języków. Jasza Mazur był akrobatą i iluzjonistą, dlatego stał się patronem festiwalu. Dlatego na początku Carnavalu odbyło się ostatnie przedstawienie w ramach innego festiwalu - „Śladami Singera”.
Chodzenie po linach było widowiskowe, wymagało od artystów niezwykłego skupienia, tym bardziej że prażące słońce osłabiało mięśnie i umysł ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Carnaval Sztukmistrzów to nie tylko highlinerzy. Chodzenie po linach było widowiskowe, wymagało od artystów niezwykłego skupienia, tym bardziej że prażące słońce osłabiało mięśnie i umysł. Potwierdzeniem tego jest fakt, że na placach i uliczkach co chwilę można było odkryć nowe widowisko, przedstawienie albo koncert. Do spektakli ulicznych zapraszano widzów - to kolejny element zbliżenia artysty z odbiorcą. Karnawał miał być przecież świętem wszystkich, pozwalającym zapomnieć chociaż na chwilę o codziennych zmartwieniach.
Na czas Carnavalu Sztukmistrzów miasto pokazało inną twarz ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Największym zwycięzcą Carnavalu Sztukmistrzów jest Lublin. Miasto zostało opanowane przez artystów z całego świata, których oglądali mieszkańcy i turyści z kraju i zagranicy. Na ulicach brzmiały różne języki, słychać było śmiechy i głośne rozmowy, miasto przez te dni nie szło spać. Oblegany był plac Litewski - przez małych i dużych. Imponująco wyglądało Stare Miasto, ozdobione mnóstwem kolorów oraz instalacji. Przede wszystkim miasto w czasie Carnavalu stało się przestrzenią dla ludzi.
- Zabawie od zawsze towarzyszy sztuka ludyczna. Poprzez jej aktualne przejawy - nowy cyrk i buskerstwo tworzymy czas wspólnego święta. Namioty eksplodowały teatrem nowego cyrku. Objawiły świat, w którym sztuka staje się jednością, a bariery i podziały na teatr, cyrk, żonglerkę, taniec czy muzykę przestają istnieć w obrazie artystów totalnych. Ulice spływały strachem, podnieceniem i śmiechem z naszej codziennej, spętanej kultury. To wszystko za sprawą buskerów z całym anturażem właściwym tylko im. Było śmieszno i straszno, w sercu ckliwie, a w głowie czasem niewygodnie – podkreślają organizatorzy.