Czuwaj. Wtedy zobaczysz, że tu nie chodzi o Boże Narodzenie, o jeden dzień, ale o doświadczenie Boga przychodzącego, rodzącego się zawsze.
Od zawsze słyszałem, że Adwent jest czasem przygotowania się do świąt Bożego Narodzenia. Zachęcano mnie do uczestnictwa w roratach, rekolekcjach i do spowiedzi świątecznej. Ale zawsze się też zastanawiałem: dlaczego aż cztery tygodnie mam się przygotowywać na święta, które trwają jeden dzień? No, niech będzie dwa dni, żeby się św. Szczepan nie obraził. Ten wysiłek jest odwrotnie proporcjonalny do celu, w imię którego został podjęty.
Dziś myślę, że Adwent to coś więcej. To jest taki czas w roku, kiedy jest zaproponowanych kilka rzeczy, które mają nas nauczyć czuwać, „bo nie wiecie, kiedy Pan domu przyjdzie” (Mk 13, 35). Chrześcijanin to ktoś, kto czuwa permanentnie.
Czuwa, bo wie, że jest grzesznikiem i nie może pozwolić sobie na to, na co pozwala sobie być może większość jego kolegów. Czuwa, bo wie, że jak się przestanie modlić, to jego życie legnie w gruzach. Może będzie miał niezłe zarobki, ale to co nazywa życiem, nie będzie już życiem. Czuwa, bo wie, że „czas jest krótki” (1 Kor 7, 29). Krótki na to, żeby się pojednać z żoną, krótki na to, żeby prosić teścia o przebaczenie, krótki na to, żeby okazać miłość temu bezdomnemu, krótki na to, żeby się nawrócić. Krótki, bo cały czas jestem zajęty czymś innym. Od dwóch tysięcy lat chrześcijanie żyją w blokach startowych wierząc, że powtórne przyjście Chrystusa nadejdzie niebawem. Ale Chrystus przychodzi już teraz. I jeśli ja nie będę czuwał, to Go przegapię. Przegapię okazję do pojednania, do okazania miłości, do nawrócenia. I znowu przez cały kolejny rok będę jęczał, że Boga nie ma. Albo dosłownie „stracę wiarę”, albo w takim znaczeniu, że nie będę Go widział we własnym życiu. Jeśli tylko nie będę czuwał.
Dlatego Kościół w czasie Adwentu chce nas uczyć jak czuwać, czyli jak nie przegapić Chrystusa. Dlatego są roraty, czyli Msza św. o świcie. Dlaczego o świcie? Nie dlatego, że ładnie wyglądają świece w rękach dzieci przy zgaszonym świetle w kościele, ale dlatego, żebyś czasem skrócił sobie sen, bo być może właśnie teraz będzie przechodził Jezus. Znam człowieka, któremu roraty pomogły pewnego adwentowego poranka wyjść z kryzysu. Akurat wtedy przechodził koło niego Jezus. O 6 rano. Z tego samego powodu wielu chrześcijan w Adwencie ustawia sobie budzik w środku nocy, a kiedy on zadzwoni, wstają i modlą się przez kilkanaście minut, a potem idą spać. Wariaci? Lepiej zadać inne pytanie: czy jeśli coś się wali w twoim życiu, to masz taką wiarę żeby wstawać w środku nocy i jak ten natręt z Ewangelii (por. Łk 11, 5-8) prosić Przyjaciela? Myślę, że wtedy lepiej widać twoją wiarę, niż przy takiej modlitwie „przy okazji”.
Wreszcie mamy rekolekcje, gdzie można po raz kolejny słuchać Słowa Życia i pytać Pana, o to, czego nie rozumiemy w swojej historii. Bo czuwanie to nie tylko modlitwa i stanie ze świeczką. To też nasłuchiwanie, co mówi Duch do Kościoła, czyli do ciebie – to czuwanie aktywne. Jeśli nie słuchasz Boga, Jego głos będzie dla ciebie nierozpoznawalny w zgiełku wielu słów, głosów i dźwięków wśród których żyjesz codziennie.
Zatem czuwaj. Wtedy zobaczysz, że tu nie chodzi o Boże Narodzenie, o jeden dzień, ale o doświadczenie Boga przychodzącego, rodzącego się zawsze. Niech twoje święto – doświadczenie Boga żywego – trwa bez końca.
*Ks. Michał Zybała, koordynator ds. nowej ewangelizacji archidiecezji lubelskiej.