Jest matką szóstki dzieci, wraz z mężem prowadzi firmę. Sama o sobie mówi, że jest zwyczajna. Jednak właśnie w tą zwyczajność Pan Bóg wkracza. Przypominamy niezwykłe świadectwo.
W polskiej rzeczywistości trudno funkcjonować wielodzietnym rodzinom. Pani Ania na własnej skórze tego doświadczała:
– Mieliśmy już szóstkę dzieci, w tym czwórkę malutkich, z których wszystkie potrzebowały pampersów. Z pieniędzmi znowu było krucho. Pamiętam, że wybraliśmy się z Jackiem na zakupy do marketu, a ja szłam między półkami i kłóciłam się z Panem Bogiem, że każdą rzecz muszę oglądać trzy razy i zastanawiać się, czy rzeczywiście jest mi ona niezbędna, bo nie mam pieniędzy na zbytki. Mówiłam Panu Bogu, że w zasadzie, to ja mogę mieć i ośmioro, i dziesięcioro dzieci, jeśli taka jest Jego wola, ale wszystko rozbija się o kasę. Mnie zwyczajnie na to nie stać. Mimo że bardzo się zastanawialiśmy, co kupić, uzbierał się cały kosz najpotrzebniejszych rzeczy. Z przerażeniem myślałam, ile za to zapłacimy. Wtedy podszedł do nas jakiś pan z obsługi i powiedział, że dziś jest taki konkurs, że 10 klientów z największymi zakupami może wygrać je za darmo. Warunkiem jest rzucenie lotką do tarczy. Zgodziliśmy się, choć nigdy nie bierzemy udziału w takich konkursach. Miał rzucać mój mąż, który nigdy wcześniej tego nie robił. Rzucił trzy razy w dziesiątkę, podczas gdy inni nie trafili nawet w tarczę. Zakupy dostaliśmy. I jak mam nie wierzyć, że Pan Bóg się nami opiekuje?
Oprócz obowiązków związanych z rodziną, domem i firmą Ania podjęła się także koordynowania spotkań Magnificatu w Polsce.
– Odczytałam, że Pan Bóg chce mnie tu widzieć, bym dawała świadectwo i umacniała w wierze kobiety, które w Kościele często postawione są gdzieś w kącie – wspomina. – To jednak wiązało się z nowymi zajęciami i wydatkami. Po pewnym czasie znów zaczęłam się kłócić z Panem Bogiem, że mam za dużo na głowie, a ta ciągła troska o pieniądze mnie wykańcza. Otworzyłam Pismo Święte, by poszukać jakiegoś pocieszenia czy podpowiedzi. Otworzył mi się fragment opisujący, jak w pierwotnym Kościele ci, którzy mieli dużo, sprzedawali swoje majątki i dawali potrzebującym. Zdenerwowałam się na Pana Boga, bo czy dziś ktoś słyszał takie rzeczy? Nawet ja, która obracam się w środowisku ludzi wierzących i doświadczających Bożej pomocy, nigdy o niczym takim nie słyszałam. Byłam… wkurzona. Wtedy zadzwoniła do mnie przyjaciółka, z którą dawno się nie widziałam, z prośbą o natychmiastowe spotkanie. Nie chciała powiedzieć, o co chodzi. Pomyślałam, że ma pewnie jakieś kłopoty. Umówiłyśmy się na następny dzień, a ja cały czas modliłam się za nią. Przyszła jakaś taka speszona. Usiadłyśmy przy stole. Ona nagle wyjęła z torebki wielki plik pieniędzy i mówi do mnie: „Sprzedałam coś, a Pan Bóg kazał mi dać to Tobie”.