Byłem świadkiem, jak dzięki nim dzieci, które nie mówiły, z lękiem patrzyły na otaczający świat, zaczynają wypowiadać pierwsze słowa i się uśmiechać. Są przykładem tego, jak Pan Bóg działa poprzez obecność drugiego człowieka.
tekst i zdjęcia Agnieszka Gieroba agnieszka.gieroba@gosc.pl Maluchy, które trafiają do domu dziecka sióstr Służebnic Wynagrodzicielek Serca Jezusa mają za sobą trudną historię. Czasami tak bardzo trudną, że odbiera im możliwość normalnego życia. Zdarzają się dzieci, które nie mówią, nie uśmiechają się, budzą w nocy z krzykiem, są obojętne na otaczającą rzeczywistość. Wszystko dlatego, że w ich rodzinnych domach zabrakło miłości. – Byłem świadkiem wielu cudów, jakie tutaj się zdarzają. Nawet mnie czasami wydawało się, że sprawa jest beznadziejna, ale siostry nigdy nie rezygnowały z walki, a Pan Bóg im w tym pomagał, czyniąc przemianę i uzdrawiając poranione dzieci. W tym miejscu łączy się niebo z ziemią – mówił ks. Antoni Socha, proboszcz parafii pod wezwaniem św. Urszuli Ledóchowskiej w Lublinie, w której siostry mają swój dom. To właśnie tutaj świętowały 100-lecie swojego zgromadzenia. Mszy św. z tej okazji przewodniczył abp Stanisław Budzik.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.