W czasie jego kazań i konferencji nie może zabraknąć dowcipów. Słynie z tego, że nawet poważne sprawy przekazuje często w bardzo żartobliwy sposób.
Na spotkaniu ks. Pawlukiewicza ze studentami aula KUL co chwilę wypełniała się śmiechem. - Wiecie, co to znaczy "mieć życie od Boga"? - pytał słynny rekolekcjonista. - To znaczy, że kiedy płaczesz, to płaczesz, kiedy się śmiejesz, to naprawdę się śmiejesz, kiedy walisz w gębę, to porządnie, a jak się smucisz, to na całego - wyjaśniał z mocą.
- Starego proboszcza w jednej parafii zastąpił nowy. Szedł raz przez plac kościelny i zobaczył, że ludzie stoją w kółeczku i rozmawiają. Zapytał, czy może się przyłączyć. I tak rozmawiali, rozmawiali, aż w końcu jedna z pań mówi: "Proszę księdza, księdza poprzednik to był dopiero ksiądz...". "A co? Taki był dobry duszpasterz?" - zapytał tamten. "A nie, nie. On duszpastersko to nie za bardzo". "A to pewnie z dziećmi fajnie sobie radził...". "No nie, dzieci to się go bały". "Aha! To gospodarz znaczy się był dobry". "O nie! On zaniedbał parafię, wszystko się wali". "No to w czym on był taki świetny?". ''Proszę księdza, kiedy on szedł przez kościół, to szedł!"... Chodzi o to, żeby człowiek był wewnętrznie zjednoczony. A my wszyscy boimy się naszego prawdziwego ja, boimy się, że ktoś odkryje, jacy jesteśmy naprawdę. Wolimy, żeby rządził nami wydział propagandy - mówił rekolekcjonista.
Ksiądz Piotr zwracał zgromadzonym na spotkaniu młodym ludziom uwagę, że wszyscy tak naprawdę są tacy sami. Mamy podobne grzechy, podobne lęki. - Możecie się ze mnie śmiać, ale ja mam czasami takie rozproszenia na uroczystościach w katedrze - opowiadał. - Widzę takich dostojników państwowych, hierarchów kościelnych i tak sobie na nich patrzę i wyobrażam sobie, że każdy z nich dziś z rana wstał, usiadł na łóżku, ziewnął, potem poszedł do łazienki... Pan Bóg widzi nas wszystkich na golasa i chwała Mu za to, bo to nasza jedyna szansa - opowiadał.
A po czym poznać, kim jesteśmy naprawdę? Zdaniem księdza Piotra - po odruchach. - Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, trzeba ominąć rozum, wpuścić go w maliny. Wtedy wyjdzie nam czyste "ja" - wyjaśniał. - Co powiedziałeś ostatnio, kiedy ci ktoś wyjechał z podporządkowanej? Zajechał drogę? "Oj, kierowco, nie rób tak więcej, bo narażasz innych uczestników ruchu drogowego na kolizję"? Jeden z moim kumpli powiedział dokładnie to, co wielu z was sobie teraz pomyślało, zapomniał jednak, że ma córkę z tyłu. "Tato, coś ty powiedział?!". "Oj to takie Szczęść Boże po staropolsku...".
Tacy właśnie jesteśmy, jakie są nasze odruchy - przekonywał rekolekcjonista. - Na mnie dwie babcie ćwiczą moje odruchy. Chyba jakiś klub mojej świętości założyły - opowiadał. - Kiedy składam po Mszy św. albę, to mi to zawsze kiepsko idzie. Jeśli mi się uda tak równiutko złożyć, bardzo się cieszę i wtedy słyszę z tyłu głos: "Udzieli mi ksiądz Komunii?". Znaczy to,że muszę od nowa rozłożyć te albę. I ciśnie się na usta: "Proszę pani, najbliższy czynny Pan Jezus jest w kościele u bonifratrów…".