Wieloletni współpracownik abp Bolesława Pylaka, ks. Franciszek Przytuła, wspomina biskupa seniora jako człowieka wymagającego, ale pełnego ciepła i cierpliwości.
- Moje pierwsze spotkanie z dzisiejszym biskupem seniorem Bolesławem Pylakiem miało miejsce w seminarium. Był rok 1965, kiedy zacząłem swoje studia teologiczne jako kleryk pierwszego roku. Byłem wtedy wszystkim przejęty i wystraszony. Naszym wychowawcą w seminarium był wtedy ksiądz doktor Bolesław Pylak, który był też wicerektorem seminarium. Z tamtych czasów zapamiętałem, że to właśnie ksiądz Pylak dbał, byśmy dbali nie tylko o swój rozwój duchowy, ale i nie zapominali o ciele. Codziennie rano, po dzwonku, który nas budził, musieliśmy stawić się na poranną gimnastykę. Dbał o to właśnie ks. Pylak, który pilnował też, by nikt się nie migał od tego obowiązku i śpiochów wyciągał z łóżka - wspomina ks. Franciszek Przytuła.
Ks. Franciszek zapamiętał też rady udzielane klerykom, którzy mieli wątpliwości czy kapłaństwo to ich droga. Biskup radził wtedy, że jeśli ktoś nie ma pewności, czy chce być księdzem, powinien z seminarium zrezygnować.
- Już wtedy chodziły pogłoski, że nasz wychowawca może zostać biskupem, ale ja jako młody kleryk nie interesowałem się takimi sprawami, koncentrując się na nowym dla mnie doświadczeniu życia, jakim było seminarium. Pamiętam jednak, że gdy przyszła wiadomość, że rzeczywiście ks. Pylak zostaje biskupem, w seminarium wszyscy się cieszyli, uważając, że to znakomity wybór - opowiada ks. Franciszek.
Po wielu latach drogi ks. Franciszka i bp Bolesława znowu się zeszły, gdy ks. Przytuła rozpoczął pracę w kurii, najpierw pomagając w różnych sprawach, potem obejmując stanowisko notariusza, a z czasem kanclerza.
- To właśnie bp Bolesław powołał mnie na te stanowiska, obdarzając zaufaniem i powierzając różne sprawy. Wtedy znów miałem okazję poznać go bliżej. Przez wszystkie lata naszej współpracy nigdy nie zdarzyła się sytuacja konfliktowa, która wzbudziłaby jakieś wzburzenie, czy lęk. Czasy nie były łatwe i biskup miał wiele różnych spraw na głowie zarówno duszpasterskich, jak i tych związanych ze staraniami, by budować nowe kościoły, czy tworzyć punkty katechetyczne w czasach komuny. Zawsze jednak wykazywał się wielką cierpliwością w załatwianiu tych spraw, miał w sobie wiele pokory i zaufania w Bożą Opatrzność. Jednocześnie był człowiekiem niezwykle wymagającym zarówno od siebie, jak i od innych - wspomina ks. Franciszek.