Ks. dr Jacek Stefański: Moja mama urodziła się w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej w Polsce. Jako małe dziecko trafiła do getta warszawskiego razem ze swoim ojcem i matką.
Ks. Grzegorz nigdy nie odmawiał pomocy. Mimo, że miał tak bolesne przeżycia, mimo, że stracił niemal całą rodzinę – nie utracił wrażliwości. Przecież te doświadczenia mogły zaowocować zupełnie inaczej, a zaowocowały tak pięknie. W Jaffie, w kościele św. Piotra organizował Msze św. w języku hebrajskim. Zorganizować coś takiego, i teksty liturgiczne, i pieśni – on to zrobił. Nie wiem jak.
Mój pobyt w Izraelu skończył się w 1982 r. Rok po śmierci dziadka wyjechałem wraz z rodzicami i rodzonym bratem do USA. Ale kontakt z ks. inf. Pawłowskim pozostał. Korespondowaliśmy. Ja i mój brat. Brat co jakiś czas posyła mu swoje zdjęcia z żoną i dziećmi. Mieszka nadal z rodzicami w Stanach Zjednoczonych.
Kiedy wstąpiłem do seminarium w USA miałem duchowe wsparcie ks. Pawłowskiego. A kiedy nadszedł dzień święceń kapłańskich w 1994 r. on przyjechał, był obecny przy mnie. To było moje pierwsze spotkanie z nim od 1982 r. To było wielkie wydarzenie dla mnie. Był też na Mszy św. prymicyjnej. Jeżeli myślę o swoim powołaniu to myślę o rodzicach, ale też o ks. Grzegorzu. To ten człowiek, który już w Izraelu swoją postawą, świadectwem wiary i miłością do Kościoła zaczął we mnie coś wyjątkowego. Niech Cię Bóg błogosławi ks. Grzegorzu.