Wstawali o 5 rano i ruszali w drogę. To oni przecierali szlak, którym do dziś idzie pielgrzymka z Lublina do Częstochowy. 40 lat temu udział w takim wydarzeniu był niemal nielegalny. W tym roku nie będzie tradycyjnego wędrowania przypomnijmy więc jak było kiedyś.
Był rok 1979. Z różnych stron Polski na Jasną Górę szły nieliczne grupy pielgrzymów, pilnowane przez milicję i urzędników bezpieczeństwa publicznego. Nasyłani przez nich tajniacy robili wszystko, by zniechęcić ludzi do udziału w takim wydarzeniu. Dlatego gdy w środowisku duszpasterstwa akademickiego – którym opiekował się o. Ludwik Wiśniewski, dominikanin – zrodził się pomysł, by reaktywować pielgrzymkę z Lublina na Jasną Górę, nie starano się o żadne pozwolenia i nikogo nie pytano o zgodę. 5 sierpnia, kiedy pielgrzymka ruszała, o. Ludwik poprosił zaprzyjaźnionych studentów, by zanieśli do urzędu wojewódzkiego informację, że tego dnia z Wąwolnicy do Częstochowy wyrusza pielgrzymka. – Od tamtej pory, co roku, do dziś z naszej diecezji wyrusza pielgrzymka piesza. W tym roku będzie już 40., bo tamtą uznano za pierwszą, ale to nie była prawda. Przed I wojną światową z Lublina wyszło ich 54, ostatnia w 1914 roku, więc na transparencie, który nieśliśmy na czele, mieliśmy napis, że to 55. pielgrzymka piesza. Byliśmy pierwsi po wieloletniej przerwie, ale nie pierwsi w ogóle – wyjaśnia ks. Zygmunt Lipski, który jako jeden z pięciu kapłanów szedł wówczas z pątnikami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.