Czy biblijny potop wydarzył się naprawdę? Czy Izraelici rzeczywiście przeszli przez Morze Czerwone? Rekolekcje biblijne dla rodzin zmieniły niejeden świat.
Ten, kto potrafi odpowiedzieć na te pytania, może być dumny z tego, ile wie. Jednak większość ludzi chodzących do kościoła nie ma wiedzy historycznej na ten temat, a znajomość Pisma św., nawet u osób formujących się w różnych wspólnotach, jest niewielka. Dlatego kilka lat temu powstał pomysł, by zorganizować rekolekcje biblijne, podczas których będzie można nie tylko znaleźć czas na modlitwę słowem Bożym, ale i poszerzyć swoją wiedzę historyczną o czasach, które Pismo Święte opisuje.
- Tak się złożyło, że od wielu lat jesteśmy z żoną zaangażowani w Domowy Kościół, który nakłada na nas zobowiązanie modlitwy słowem Bożym, ale i lekturę Pisma św. w celach poznawczych. Prywatnie jestem historykiem i zajmuję się między innymi historią Bliskiego Wschodu, więc terenami opisanymi w wielu księgach Starego i Nowego Testamentu. Dzieląc się swoją wiedzą, przy różnych okazjach i spotkaniach wspólnotowych, wiele osób dopytywało o różne sceny i wydarzenia biblijne, prosząc o wyjaśnienie, co na to historycy. Jednocześnie nasz przyjaciel ks. Wojciech Rzeszowski - który pracuje z rodzinami, prowadząc też rekolekcje - zaproponował, by połączyć namiot spotkania, czyli czas na modlitwę słowem Bożym, z pogłębianiem wiedzy historycznej na temat wydarzeń biblijnych. Tak powstały rekolekcje, na które zaproszone są rodziny z Domowego Kościoła - wyjaśnia Maciej Münnich, historyk KUL, współprowadzący rekolekcje dla rodzin wraz z ks. Wojciechem Rzeszowskim.
Rekolekcje to czas spotkania z Panem Bogirm i drugim człowiekiem
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
- Upraszczając można powiedzieć, że słowo Boże nam spowszedniało. Słuchamy czytań podczas Mszy św., czasem sięgamy po Pismo w domu, czytamy, odkładamy na półkę i żyjemy tak, jakby nic się nie wydarzyło. Można chodzić do kościoła i być człowiekiem niewierzącym. Msza staje się jak rytuał i nic nie zmienia w naszym życiu. A przecież Biblia mówi, że słowo Boże jest żywe i skuteczne. Te rekolekcje dały nam tego świadomość - mówią uczestnicy.
- Chodzi o to, by słowo Boże smakować, nie „skonsumować” w biegu, ale odkrywać. Do tego potrzebny jest czas i miejsce. Wiadomo, że w życiu rodzinnym, jak pewnie i każdym innym, także kapłańskim, codzienność niesie tyle zadań do wykonania, że wydaje się brakować czasu na modlitwę. To jednak tylko pozory. Warto tak zaplanować sobie dzień, by najlepiej rano zaczynać go czytaniem np. tekstów, jakie Kościół daje nam na ten konkretny czas. Warto wskazany fragment przeczytać kilka razy powoli i uważnie „nasłuchiwać”, jakie słowo czy zdanie zwróci naszą uwagę. Czasem zauważymy coś od razu, a czasem w ciągu dnia w jakiejś sytuacji przypomina nam się słowo Boże rozjaśniając to, co się wydarza, bo Słowo Boże jest żywe i oświetla mroki - podkreśla ks. Wojciech Rzeszowski.
- Istotą życia duchowego, nie jest to, co my robimy dla Pana Boga, ale to, co Pan Bóg robi dla nas, w nas i przez nas. Dlatego o naszej pobożności nie świadczy ilość odmawianych różańców, litanii czy innych modlitw. Przecież w innych religiach też powtarzane są modlitwy. To, co nas wyróżnia i odróżnia, to otwartość na słowo Boże i jego działanie w naszym życiu. Nie chodzi o to, byśmy zagadywali Pana Boga, ale uczyli się go słuchać i pozwolili działać w nas i przez nas - mówi ks. Wojciech.
Wiele osób przyznaje, że ma problemy z czytaniem Pisma św., bo go nie rozumie. Tu z pomocą przychodzi wiedza, jaką warto zdobywać.
- Biblia nie jest książką historyczną, a opisanych tam zdarzeń nie można zawsze traktować dosłownie. Warto jednak wiedzieć, że wiele z nich można zweryfikować w innych źródłach. Poza tym wiedza o tamtejszym społeczeństwie, jego sytuacji geopolitycznej, społecznej i gospodarczej pozwala zrozumieć opisane sceny. Dlatego nie tylko warto czytać Pismo św., ale i komentarze oraz publikacje wyjaśniające wydarzenia biblijne - zaznacza Maciej Münnich.
Więcej o rekolekcjach i świadectwa osób w nich uczestniczących będzie można przeczytać w 35. numerze lubelskiego "Gościa Niedzielnego".