95-letni mężczyzna był strażnikiem w obozie, w którym jednego dnia – 3 listopada 1943 r. – Niemcy zamordowali tysiące Żydów.
Jak podaje "New York Times", Jakiw Palij przybył do USA w 1948 r. Uważa się, że był strażnikiem w nazistowskim obozie pracy w Trawnikach na Lubelszczyźnie w czasie okupacji niemieckiej.
Obecnie J. Palij ma 95 lat. "New York Times" sugeruje, że może to być ostatni żyjący nazista podejrzewany o zbrodnie wojenne przebywający na terenie USA. Nazistowski strażnik wiódł ciche i spokojne życie w Nowym Jorku. W dokumentach imigracyjnych złożonych w 1949 r. skłamał na temat pracy, jaką wykonywał podczas II wojny światowej. W miniony wtorek został deportowany do Niemiec. Batalia o wydalenie go z USA trwała 14 lat. Śledczym podczas dochodzenia federalnego udało się dotrzeć do dokumentów, z których wynika, że J. Palij był strażnikiem w nazistowskim obozie w Trawnikach w czasie ostatniej wojny, mimo że ten utrzymywał, iż pracował w gospodarstwie ojca na terenie Polski i w niemieckiej fabryce. Już w 2004 r. federalny sąd imigracyjny zdecydował o jego wydaleniu. Przez lata jednak nie udało się namówić żadnego kraju, aby przyjął mężczyznę urodzonego w dawnych granicach Polski (dzisiaj Ukraina), a który służył morderczemu reżimowi. We wtorek Biały Dom ogłosił, że prezydent Donald Trump zabezpieczył deportację Palija z jego domu w Queens do Düsseldorfu. Tam, wprost z lotniska, były strażnik nazistowskiego obozu został odebrany ambulansem Czerwonego Krzyża i przewieziony do domu opieki w pobliżu Münster.
Sarah Huckabee Sanders, rzeczniczka prezydenta Trumpa, podkreśliła w swoim oświadczeniu, że USA nie będą tolerowały osób, które wspierały zbrodnie nazistów lub inne działania łamiące prawa człowieka oraz że te osoby nie zaznają spokoju na amerykańskiej ziemi.
Artykuł zwraca jednocześnie uwagę na to, że przybycie Palija do Niemiec zbiegło się z niepokojącym zjawiskiem wzmożonej agresji przeciw uchodźcom, generowanej w dużej mierze przez media społecznościowe w Niemczech.
Obóz pracy w Trawnikach został utworzony przez Niemców już w 1939 r. Pełnił przez pewien czas rolę obozu jenieckiego dla sowieckich żołnierzy, obozu jenieckiego dla polskich partyzantów, obozu szkoleniowego i wreszcie obozu pracy dla Żydów.
W 1941 r. w obozie przebywało 600 Żydów, Polaków, Romów i Rosjan. Liczba ta wzrastała z każdym miesiącem. Więźniowie wydobywali torf, szyli mundury i futra dla armii niemieckiej (na rozkaz Heinricha Himmlera fabryka, zajmująca się szyciem odzieży dla armii niemieckiej, została przeniesiona wraz z więźniami po wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim do obozu w Trawnikach). Była to praca niewolnicza.
Po wybuchu buntów w obozie zagłady w Sobiborze i Treblince jesienią 1943 r. H. Himmler rozkazał zamknięcie wszystkich obozów pracy w dystrykcie lubelskim i wymordowanie osadzonych tam Żydów. Akcja nosiła kryptonim Erntefest (Dożynki). 3 listopada 1943 r. więźniów z obozu w Trawnikach zapędzono w kierunku uprzednio wykopanych rowów egzekucyjnych. Tam zostali rozstrzelani. Tego dnia zastrzelono tam również nawet do półtora tysiąca więźniów z obozu w Dorohuczy, których przyprowadzono do Trawnik. Mówi się, że tego dnia w Trawnikach mogło zginąć 10 000 Żydów, a nawet więcej.
Moment rozstrzeliwania opisał w swym zeznaniu niemiecki pracownik przedsiębiorstwa Schultza, Franz Skubinn. Przywołujemy go za artykułem na stronie Leksykonu Teatru NN:
[...] cały obóz był obstawiony i [...] poza obozem ustawiono stanowiska karabinów maszynowych. [...] Wszyscy Żydzi byli zgromadzeni na terenie warsztatów. Tych, co skończyli pracę nie wpuszczono do mieszkalnej części obozu, a Żydzi z mieszkalnej części obozu przyszli do części produkcyjnej na rozpoczęcie zmiany. [...] Najpierw zajęto się tak zwaną inteligencją obozową, a więc w szczególności strażą zakładową i lekarzami. Odebrano im śrubokręty, żyletki do golenia i podobne instrumenty. Miałem wrażenie, że szukano broni, żeby zapobiec jakiemukolwiek oporowi. Następnie Żydów, których przeszukiwano, pędzono przez szpaler. Ten szpaler prowadził do leżącego po sąsiedzku obozu szkoleniowego. [...] na dziedzińcu przed kwaterami podoficerów obozu szkoleniowego Żydzi się rozbierali, i to mężczyźni, kobiety i dzieci. Leżała tam już pokaźna góra ubrań. Kilku z podoficerów obozu szkoleniowego stało dookoła w pobliżu i obserwowało wydarzenia. Ludzie z obozu szkoleniowego nie mieli jednak nic wspólnego z tą akcją. [...] Z tego miejsca, gdzie Żydzi musieli się rozebrać, ich droga prowadziła za kompleksem budynków do rowów egzekucyjnych. Te rowy zostały wykopane wcześniej. [...] Żydzi udawali się spokojnie i bez oporu do rowów egzekucyjnych. Czasami chwytali się za ręce i razem szli do rowów. Sądzę, że z pewnością sobie przypominam, że strzelcami byli członkowie SD. W każdym razie miało się wrażenie, że były to wyszkolone komanda. [...] Później popołudniu także na terenie części produkcyjnej zastrzelono jeszcze kilkuset Żydów, ponieważ nie wystarczyło wykopanych rowów. W obozie pracy znajdowała się także żwirownia. W niej zastrzelono potem kolejnych ludzi. [...] Palenie zwłok rozpoczęło się około 14 dni po egzekucji i trwało około 3 tygodni [...]. Także zwłoki w żwirowni na terenie obozu pracy zostały w podobny sposób na miejscu spalone. [...] Spalenie zwłok prowadziło żydowskie komando sprowadzone z Milejowa. Podoficerowie i Ukraińcy z obozu szkoleniowego SS nadzorowali i pilnowali ich [...].
Do palenia ciał Niemcy zmusili 120 mężczyzn żydowskiego pochodzenia z pobliskiej fabryki w Milejowie. Potem wszystkich tych mężczyzn rozstrzelali. W dalszej kolejności naziści zaczęli likwidować obóz pracy w Trawnikach.
Z powodu braku dowodów, dowódcy obozu: Karl Streiber, Josef Napieralla i czterech innych oficerów SS zostali uniewinnieni w procesie, który odbywał się w latach 1972-1976 w Hamburgu.