Jeśli się napatrzymy na to, i naczytamy tego, co podsuwają media, możemy stracić ochotę na wstanie z łóżka. Dookoła same nieszczęścia, skandale, agresja, pozory, a na dodatek mecz wygrała Arka Gdynia.
Gdy poranny pacierz zastępuje scrollowanie Facebooka albo przegląd lokalnej i zagranicznej prasy, może się okazać, że nie zauważymy subtelnych uroków jesieni i kota, który teraz już ostrożniej kroczy po mokrym gzymsie kamienicy naprzeciwko. Ani ludzi, którzy - idąc chodnikiem - podciągają ramiona, jakby bali się oddychać na deszczu, w temperaturze niższej niż ta, na którą niedawno tak narzekali.
Jeśli już chcemy scrollować fejsa, zróbmy to po pacierzu, krótkiej medytacji. Bo potem też będziemy mogli przeczytać o tym, że: w mieście nad Bystrzycą powstaje budka-automat z kebabami (danie narodowe podobno). Że w mieście z białym niedźwiedziem w herbie otwarto akademik dla studentów, mimo że jeszcze nie ma studentów, bo jest wrzesień (ale był minister, więc otworzyli). Zauważymy ostrożniejszy już w tonie artykuł dotyczący awansu piłkarzy Motoru Lublin do ekstraklasy (!), działaczy politycznych, których zadaniem w ostatnim czasie jest chyba tylko bywanie na każdym wydarzeniu, pozowanie do zdjęć (potem pokazują to na swoich kontach i profilach) i obiecywanie darmowych transportów, kanapek, biletów, miejsc pracy kiedyś tam, świata bez korków za to z czystym powietrzem. Można będzie też przeczytać artykuł o tym, co powiedział ten lub tamten (nawet jeśli pierwszy raz na oczy widzimy człowieka), oraz o tym, że się kłócimy, że jesteśmy podzieleni jak nigdy przedtem. O filmie "Kler" przeczytać będziemy mogli opinie zwłaszcza tych, którzy filmu nie widzieli (ale na przykład już kupili odpowiednią koszulkę), o brawach, których nie policzono, o sekcjach zwłok, kradzieżach, wypadkach, o nieszczęściach (wśród nich wygrana Arki Gdynia w meczu z Lechem Poznań; niby to nie powinno nas tu, na Wschodzie, obchodzić, ale jednak wolimy, żeby Arka przegrała, z różnych względów), o odkurzaczu do gumy do żucia rozdeptanej na chodniku, o tym, że oponentów politycznych dopadło RODO, że powstała lista wstydu tego i owego (chociaż słowo "wstyd" niewielkie robi wrażenie), o marszu równości, który po raz pierwszy przejdzie ulicami największego miasta po prawej stronie Wisły, że paczka wcale nie jest taka "szlachetna", no i że wszędzie może nastąpić koniec świata. Generalnie o tym, że idzie zagrożenie. Z każdej strony.
Tymczasem proponuję poczytać Thomasa Mertona i wrócić do medytacji, kontemplacji i czytania, a nie scrollowania.
Pierwszy fragment pochodzi z książki „Nikt nie jest samotną wyspą”.
W zadowoleniu własnego „ja” mieści się chwilowe i fałszywe szczęście, ale ono zawsze prowadzi do cierpienia, ponieważ wyniszcza i zacieśnia ducha. Prawdziwe szczęście znajduje się jedynie w niesamolubnej miłości, takiej, która wzrasta w miarę udzielania się innym. Ponieważ miłość może się dawać bez końca, więc i jej potencjalne szczęście jest też nieograniczone. Nieskończone udzielanie się jest zasadą wewnętrznego życia samego Boga. On też zrobił z udzielania się bliźnim podstawowe prawo naszego istnienia, tak że miłując innych ludzi, najdoskonalej kochamy siebie. W bezinteresownym wysiłku najpełniej też rozwijamy nasze zdolności istnienia i działania” .
Kolejny fragment z książki „Nowe ziarna kontemplacji”.
Kontemplacja to najwyższy przejaw intelektualnego i duchowego życia człowieka. To właśnie owo życie, w pełni przebudzone, w pełni czynne, w pełni świadome tego, że żyje. To duchowy cud. To nagłe zatrwożenie świętością życia i zachwyt nad nią. To wdzięczność za życie, za świadomość i za istnienie. To wyraźne uświadomienie sobie faktu, że nasze życie, a wręcz istnienie ma swój początek w niewidzialnym, transcendentnym i nieskończenie obfitym Źródle. Kontemplacja to, nade wszystko, świadomość realności tego Źródła.