Kiedy liny – w które zaplątało się dziecko, bawiące się na budowie – obcięły mu ręce, wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna. Wówczas jeden z kleryków przypomniał sobie o Żabiej Woli.
To mała parafia pod Lublinem, do której z różnych stron przyjeżdżają ludzie, by prosić o nadzwyczajne łaski. Wszystko za sprawą wydarzeń sprzed 25 lat.
1 sierpnia 1993 r. na twarzy Matki Boskiej Częstochowskiej, patronki kościoła i parafii, w głównym ołtarzu świątyni pojawiły się krwawe łzy. Wieść o nadzwyczajnym wydarzeniu obiegła w krótkim czasie całą Lubelszczyznę, trafiła na łamy prasy krajowej, dotarła do radia i telewizji, a obraz Matki Bożej w Żabiej Woli stał się obiektem czci. Świątynię zaczęły odwiedzać pielgrzymki indywidualne i zbiorowe.
Niedługo potem zanotowano pierwsze uzdrowienia za przyczyną Matki Bożej Płaczącej, nie dające się wytłumaczyć zwykłą wiedzą medyczną. Chora na raka kobieta została cudownie uleczona, bez interwencji lekarzy.
1 sierpnia jako pierwsze ujrzały "łzy" na obliczu Matki Boskiej dwie kobiety z Osomolic, modlące się w ławkach świątyni. Spostrzegł je również młody, 23-letni kościelny Mariusz Grabowski. Tego dnia widział je i ks. kan. Tadeusz Pawlas, proboszcz parafii. Na obliczu Matki Boskiej widoczne były pod lewym okiem wyraźne krople cieczy o czerwonej barwie.
Obraz Matki Bożej w Żabiej Woli, na którym pojawiły się łzy
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Po tym wydarzeniu do Żabiej Woli zaczęli napływać liczni pielgrzymi.
– Któregoś razu odwiedziła nas też pielgrzymka kleryków z diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Opowiedziałem im o wydarzeniach związanych ze łzami i łaskach, jakie tu ludzie wypraszają. Każdy dostał też na pamiątkę obrazek z wizerunkiem Matki Bożej z naszego kościoła – opowiada ks. Tadeusz Pawlas.
Tak Maryja z Żabiej Woli trafiła na drugi koniec Polski. Tam właśnie rozegrały się dramatyczne wydarzenia. W małej miejscowości pod Żarami na budowie bawiły się dzieci. Jedno z nich zaplątało się w stalowe liny, używane do podnoszenia ciężkich materiałów budowlanych. To one obcięły dziecku ręce. Rannego chłopca zawieziono do Trzebnicy koło Wrocławia, gdzie znajduje się ośrodek, który przyszywa urwane kończyny. Tu też, po wielogodzinnej operacji, udało się ręce przyszyć. Niestety albo operacja się nie udała, albo zbyt późno przywieziono dziecko, a może obcięte ręce, które wpadły w budowlane odpady, za bardzo się zabrudziły – mimo przyszycia nie powróciło krążenie.
– Sąsiadem ludzi, którym zdarzył się wypadek, był kleryk, który niedawno odwiedził naszą parafię w Żabiej Woli. Dał on rodzicom obrazek z wizerunkiem Maryi z naszego kościoła i powiedział, żeby się modlić. Do modlitwy ruszył cały oddział pacjentów z Trzebnicy, którzy byli bardzo poruszeni wypadkiem małego dziecka, a których rodzice poprosili o modlitwę do Matki Bożej z Żabiej Woli. W tym czasie lekarze zdecydowali o amputacji przyszytych rąk, gdyż obumarły. Rodzice, klęcząc przy łóżku, modlili się. Gdy lekarze przyszli zabrać chłopca na operację, zauważyli że niespodziewanie wróciło krążenie. Z punktu widzenia medycyny było to zjawisko niewytłumaczalne – opowiada historię cudu ks. Tadeusz.
Wieść o niezwykłym wydarzeniu poruszyła przebywających na oddziale pacjentów. Jako wotum wdzięczności postanowili oddać Matce Bożej swoje obrączki. Rodzice uratowanego dziecka jako wotum wdzięczności przywieźli do Żabiej Woli 30 obrączek, które wiszą jako wota obok obrazu Maryi.