Pierwszy raz zdarzyło mi się usłyszeć od biskupa (świeccy mówili o tym wiele razy!), że młodzież jest teraźniejszością Kościoła.
Jednak nie jestem w tym względzie optymistą. Nie wierzę, że nagle zmieni się sytuacja młodych w Kościele i sytuacja Kościoła, z którego odchodzą lub do którego nie wstępują ludzie młodzi. Piszę to z perspektywy miasta i regionu w Europie Środkowej.
Przeczytałem z zainteresowaniem tekst „Dwa słowa” abp. Grzegorza Rysia, opublikowany w „Tygodniku Powszechnym”. Obok reformatorskiego zdania – że młodzież to również teraźniejszość Kościoła, a nie tylko nadzieja i przyszłość – pojawiają się i takie: „Synodalność oznacza również zasadniczą zmianę perspektywy: przestajemy się zastanawiać nad tym, co Kościół może jeszcze zrobić dla młodych. Zaczynamy rozeznawać, co może zrobić razem z młodymi”.
Myślę (a jest to myśl gorzka), że młodzi nie chcą w wielu miejscach współpracować z Kościołem. Bo jest już za późno. Z wielu względów. Dziś trzeba pójść krok dalej i słuchać, co młodzi mówią Kościołowi. Także ci, którzy przychodzą po każdej Mszy św. do zakrystii z indeksem po podpis potrzebny do bierzmowania. Na naszych oczach szczelina różnic i niezrozumienia stała się przepaścią.
Jeśli ktoś zechce znaleźć informacje w języku polskim na temat zakończonego synodu za pomocą wyszukiwarki internetowej, to znajdzie przede wszystkim informacje o ojcach synodalnych. O tym, co powiedzieli, jaki gest wykonali.
Synod poświęcony młodzieży został zakończony. Teraz trzeba czekać, aż dokument końcowy zostanie głęboko przepracowany na katechezie, we wspólnotach, ale i szerzej, a może zwłaszcza indywidualnie. Jeśli zaś mówimy o powołaniu w kontekście synodu – to należy przypuszczać, że młodzi nie wybiorą schematów i metod, które do tej pory w ich odczuciu się nie sprawdziły.