W listopadowy czas wspominania wszystkich świętych i modlitwy za zmarłych szczególnie uświadamiamy sobie kruchość ludzkiego życia.
Pytamy nieraz, dlaczego nasi bliscy żyli tak krótko. Przecież mogliby być z nami wciąż tu, na ziemi, dzielić nasze radości i smutki. Co gorsza, w tym wszystkim uświadamiamy sobie, że i my istniejemy „w stronę śmierci”. I że ona dotknie każdego z nas. Na życie można patrzeć od tej strony. Można jednak spojrzeć inaczej – od strony tajemnicy stwarzania.
Jak tłumaczył św. Tomasz z Akwinu, w akcie stwarzania Bóg wyprowadził nas z nicości do bytu. A przepaść między nicością i bytem jest nieskończona, nieporównywalna z jakąkolwiek skończoną wielkością. Dlatego sam dar życia ma niesamowitą wartość – bez względu na to, jak długo to życie trwa. Liczby, które wyrażają długość życia, bledną wobec samego faktu, że dzięki wszechmocy Boga zostaliśmy wyrwani z otchłani nicości, że zaistnieliśmy. Czy jednak radości daru życia nie niweczy smutek śmierci? Czy wyjście z nicości nie zostanie przekreślone powrotem do niej? Wspomniany św. Tomasz napisał: „Z samego faktu, że Bóg ustanowił stworzenia, jasno wynika, że chciał, aby były zawsze”. Wola Boga jest nieuchronna i niezmienna, a dar życia nieodwołalny. Jeśli więc Bóg nas stworzył, to nie po to, by pozwolić na nasze unicestwienie. Tym bardziej że chce naszego istnienia ze względu na swą chwałę i na wielkie dobro, jakim jesteśmy. Nie znamy „wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych”. Nie wiemy więc, w jaki sposób możemy istnieć po biologicznej śmierci. Wiemy jednak, że w perspektywie stwarzania nadzieja na dalsze życie ma sens. Dlatego warto ją pielęgnować, wzmacniając się słowami: Bóg „stworzył bowiem wszystko po to, aby było” (Mdr 1,14).
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się