Audycji mimo to z przyjemnością posłucham, żona z kajecikiem przy radioodbiorniku siedzieć na mój rozkaz nie będzie, odpytywać też nie zamierzam.
Zwykle do rozgłośni ojca Rydzyka podchodziłem krytycznie, podzielam opinie tych kręcących nosem, inaczej też rozumiem ideę nowej ewangelizacji. Ale krytyka, jeśli ma być słuszna, musi strzec się krytykanctwa. Prawdę mówiąc, tym razem najpierw dowiedziałem się, że znów krytykują, a dopiero później, że za audycję o seksie. Audycja nazywa się podobno „Jak być dobrą żoną w sypialni”, a emisja programu dopiero przed nami.
Właściwie nikt jeszcze nie wie, o czym, kto i jak. Wiadomo, że już jest powód do oburzenia (oficjalnie) lub śmichów-chichów (nieformalnie, na wszelakich forach). Jeśli dobrze zrozumiałem, zarzut dotyczy mniej więcej tego, że o żonie będzie, a o mężu to już nie. Taka forma współczesnego zamaskowanego niewolnictwa. Patriarchalnego niewolnictwa. Z mojej perspektywy przypomina to staroindiańską zasadę „jak nie kijem go, to pałką”. Jeśli jest opór przeciwko edukacji seksualnej w szkole, to: „oj, ciemnogród, średniowiecze i mafia kościelna rządzi”. Kiedy jednak katolickie radio chce troszkę poedukować, no choćby troszeczkę, to przecież jest szansa, żeby pokazać, jacy jesteśmy tolerancyjni i równościowi. Podobnie wyglądała dyskusja wokół podręcznika państwa Wołochowiczów, podobne dwójmyślenie towarzyszyło kolejnym publikacjom o. Knotza.
Co do rzeczonej płaszczyzny dialogu małżeńskiego mogę się pochwalić jedenastoletnią praktyką, audycji mimo to z przyjemnością posłucham, żona z kajecikiem przy radioodbiorniku siedzieć na mój rozkaz nie będzie, odpytywać też nie zamierzam. Czekam na analogiczną audycję dla panów, jak to mówią: „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.
* Dr hab. Lech Giemza jest pracownikiem Katedry Literatury Współczesnej na Wydziale Nauk Humanistycznych KUL