Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Emerytury dla matek

Od przyszłego roku mamy czwórki lub więcej dzieci, które pracowały zawodowo krócej niż 20 lat lub w ogóle, przekraczając wiek emerytalny, otrzymywać będą najniższą stawkę emerytury. Dlaczego to tak ważne, mówi Bożena Pietras, przewodnicząca lubelskiego Związku Dużych Rodzin.

Agnieszka Gieroba: Stereotyp jest taki, że jak kobieta wychowuje dzieci, to znaczy, że nie pracuje…

Bożena Pietras: To rzeczywiście stereotyp. Wychowanie dzieci, poświęcenie im swego czasu i zaangażowania, szczególnie gdy pociech jest kilkoro, to ciężka praca. Wychowałam piątkę dzieci, ale znam wiele kobiet, które mają ich nawet kilkanaścioro. Te panie nie mają emerytury. Ja osobiście w tej chwili mam wyliczone świadczenia w wysokości 100 zł. Taki jest rachunek ekonomiczny. Żeby otrzymać w Polsce minimalną emeryturę 1029,80 zł brutto, trzeba mieć przepracowane przynajmniej 20 lat.

Dlaczego więc kobiety decydowały się i dalej decydują zrezygnować z pracy zawodowej i poświęcić rodzinie?

Powody są różne. W moim konkretnym przypadku sytuacja była taka, że zwyczajnie nie mieliśmy nikogo, kto mógłby zająć się naszymi dziećmi, gdybym ja była w pracy. To oznaczało, że przy piątce maluchów byłabym ciągle na zwolnieniach z powodu chorób, które przechodzą wszystkie małe dzieci. Żaden pracodawca nie byłby zadowolony, mając takiego pracownika, o ile w ogóle ktoś zdecydowałby się zatrudnić kobietę z piątką małych dzieci. Trzeba było rozważyć różne możliwości. Przeliczyliśmy, że przy wysokości pensji, jakie wypłacano pracownikom w tamtych latach, płatna opieka nad naszymi dziećmi wiązałaby się z kosztami pochłaniającymi całe jedno wynagrodzenie. Rachunek był prosty – nie ma możliwości pójścia do pracy, a zyski pozaekonomiczne płynące z faktu pozostawania z dziećmi w domu były ogromne. Moje dzieci nie korzystały więc z wysoko dotowanych miejsc w żłobkach i przedszkolach. Gdybym zsumowała te lata, byłoby to 25 lat rezygnacji z dofinansowania, które dla rodzin jest oczywiste, i nikt nie twierdzi, że jest to przywilej.

Podejmując decyzję, że nie wracasz do pracy, byłaś świadoma, że nie będziesz miała naliczanej emerytury?

Tak, to była świadoma decyzja i wszyscy mówili mi, że poświęcając się wychowaniu dzieci, nie myślę rozsądnie o swojej przyszłości i starości. W czasach, gdy moje dzieci były małe, matki miały trzy miesiące urlopu macierzyńskiego. To dopiero Związek Dużych Rodzin wywalczył roczne urlopy. Trzeba było więc maleńkie dziecko, które karmiło się piersią, pozbawić możliwości przebywania z mamą na co najmniej 8 godzin. To były też czasy, kiedy nie było możliwości pracy z domu. Żeby zarabiać, trzeba było po prostu chodzić do pracy i spędzać tam dużo czasu. W naszej sytuacji nie było takiej możliwości. Poza tym czułam, że jestem potrzebna swoim dzieciom, i to przeważyło szalę.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy