Od przyszłego roku mamy czwórki lub więcej dzieci, które pracowały zawodowo krócej niż 20 lat albo w ogóle, przekraczając wiek emerytalny otrzymywać będą najniższą stawkę emerytury.
Dlaczego to tak ważne, mówi Bożena Pietras, przewodnicząca lubelskiego Związku Dużych Rodzin.
Dlaczego kobiety decydowały się i dalej decydują zrezygnować z pracy zawodowej i poświęcić rodzinie?
Powody są różne. W moim konkretnym przypadku sytuacja była taka, że zwyczajnie nie mieliśmy nikogo, kto mógłby zająć się naszymi dziećmi, gdy ja byłabym w pracy. To oznaczało, że przy piątce maluchów byłabym ciągle na zwolnieniach z powodu chorób, które wszystkie małe dzieci przechodzą. Żaden pracodawca nie byłby zadowolony, mając takiego pracownika, o ile w ogóle ktoś zdecydowałby się zatrudnić kobietę z piątką małych dzieci. Trzeba było rozważyć różne możliwości. Przeliczyliśmy, że przy wysokości pensji, jakie wypłacano pracownikom w tamtych latach, płatna opieka nad naszymi dziećmi wiązałaby się z kosztami pochłaniającymi całe jedno wynagrodzenie. Rachunek był prosty – nie ma możliwości pójścia do pracy, a zyski pozaekonomiczne płynące z faktu pozostawania z dziećmi w domu były ogromne. Moje dzieci nie korzystały więc z wysoko dotowanych miejsc w żłobkach i przedszkolach. Gdybym zsumowała te lata, to byłoby 25 lat rezygnacji z dofinansowania, które dla rodzin jest oczywiste i nikt nie twierdzi, że jest to przywilej.
Od dłuższego czasu Związek Dużych Rodzin postulował, by państwo polskie, którego obywateli wychowują niepracujące matki, zapewniło im choć minimalną emeryturę, dlaczego to tak ważne?
Tu nie chodzi tylko o kobiety, które zostają bez środków do życia, bo w dużej rodzinie nikt nie zginie, ale chodzi też o dyskryminację naszych dzieci. Kiedy ja osiągnę wiek emerytalny, moje dzieci będą już wszystkie pracowały, jednak ich przychody będą szły na emerytury obcych osób. Nikt w Polsce nie mówi, że my nie pracujemy na swoje emerytury, ale na wypłatę świadczeń tym, którzy obecnie są na emeryturze. Moje pracujące dzieci składają się więc na obce osoby, nie na mnie. Ten system nazywa się systemem solidarnościowym, ale matki, które poświęciły się wychowaniu dzieci są poza nim, więc do tej pory nie była to solidarność dla wszystkich. Dlatego Związek Dużych Rodzin wnioskował do Ministerstwa Rodziny o przygotowanie takiej ustawy, która rozwiązywałaby ten problem. Tak się rzeczywiście stało i mam nadzieję, że od przyszłego roku kobiety, które wychowały przynajmniej czworo dzieci, otrzymywać będą najniższą emeryturę.
Cała rozmowa w najnowszym "Gościu Lubelskim".