O radościach i trudnościach kolędowania mówi ks. Damian Dorot, duszpasterz kościoła rektoralnego św. Piotra w Lublinie.
Ksiądz Damian lubi kolędę, bo lubi poznawać historie ludzi. - Być może ktoś powie, że przez te kilka minut za wiele o drugim człowieku się nie można dowiedzieć, ja jednak uważam, że mimo wszystko takie odwiedziny mogą okazać się początkiem kolejnych spotkań i rozmów - opowiada.
- Jakiś czas temu miałem taką sytuację: drzwi mieszkania otwiera młoda dziewczyna i mówi: „Dziękuję za wizytę, nie jestem przygotowana”. Odpowiadam: „Ale ja jestem przygotowany, jeśli tylko pani zechce mnie zaprosić”. Zaprosiła mnie i porozmawialiśmy sobie bardzo sympatycznie.
Co jakiś czas pojawiają się głosy, że lepiej byłoby kolędę rozłożyć na cały rok i posiedzieć dłużej z konkretną rodziną, bardziej ich poznać. - Na razie jednak złotym środkiem jest cudowna okazja, że kolęda jest na samym początku kolejnego roku naszego życia, do którego zapraszamy Chrystusa z Jego błogosławieństwem - mówi ks. Damian. - Zawsze można zaprosić księdza po skończonej kolędzie, aby z nim dłużej porozmawiać na spokojnie, kiedy już minie gorący kolędowy czas.
Zdaniem ks. Dorota, kolęda dla kapłana to niesamowity czas, bo może spotkać wielu różnych ludzi, także tych z pierwszych stron gazet, w ich zwyczajności. Bywa też tak, że ksiądz chodzący po kolędzie jest tylko powiernikiem ludzkich losów, często trudnych i poplątanych. I w to ludzkie życie wchodzi z błogosławieństwem od Boga.
- Kiedyś wszedłem do domu, gdzie rodzina opłakiwała śmierć męża i ojca. Za wiele nie mówiliśmy, po prostu byliśmy ze sobą - wspomina ks. Damian. Ale jak mówi duszpasterz, ksiądz to też człowiek i można z nim porozmawiać naprawdę o wszystkim. - Mogę się też pobawić klockami z dziećmi, chociaż są i takie momenty, wobec których wypada tylko zamilknąć.