Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Mistrzowie (nie)kontrolowani

Poławiacze Pereł Improv Teatr to grupa improwizacyjna, bez której nie sposób wyobrazić sobie dziś lubelskiej sceny artystycznej i nie tylko.

Choć ich działalność wykracza poza granice miasta, są z nim mocno związani. Szeroka publiczność mogła ich spotkać i poznać podczas obchodów 700-lecia Lublina, festiwali ulicznych i innych wydarzeń. Ostatnio poprowadzili galę programową tegorocznych obchodów 450-lecia podpisania unii lubelskiej. Jak nikt inny potrafią rozśmieszyć, ale i zintegrować publiczność wokół inteligentnego i wolnego od wszelkiej brzydoty dowcipu. Humor nie jest dla nich celem samym w sobie, chodzi o morał. Nie powinna też nikogo zwieść sama improwizacja. Żeby być w niej mistrzem, potrzeba wielu zabiegów, lektur, prób, umiejętności współpracy, a wreszcie pokory.

– Improwizacja, którą proponujemy, jest techniką sceniczną, techniką pracy i tworzenia spektaklu – mówi Marcin Wąsowski. Improwizacja jest matematyką − tłumaczą aktorzy z Poławiaczy Pereł. – To tak jak z grą w szachy. Trzeba znać różne możliwości rozwiązań, poszczególnych ruchów. To też zbiór konkretnych zasad, które na bieżąco realizuje się na scenie – wyjaśniają. W marcu miną cztery lata, odkąd w lubelskiej przestrzeni zaistniała grupa Poławiaczy Pereł Improv Teatr. Choć wydaje się, że działają dłużej. Istotnie, historia improwizacji w Lublinie jest dłuższa. Wszystko zaczęło się od Przemysława Buksińskiego. – Prawie dwadzieścia lat temu pojawił się w naszym mieście Arkadiusz Ziętek, który szukał grupy ludzi zainteresowanych nową formą teatralną.

Przyszedł do Centrum Kultury jeszcze przed remontem. Zaprosił na pierwsze w Polsce w pełni improwizowane warsztaty Mike’a Hughesa z Montrealu. Mike podczas pierwszego spotkania z sześcioma uczestnikami pokazał to, co później zrealizowaliśmy w Sali Czarnej w Centrum Kultury. Momentalnie się w tym zakochałem – opowiada Przemysław Buksiński. To był pierwszy impuls dla improwizacji w Polsce. Kanadyjczyk wrócił do Lublina jeszcze kilkukrotnie, a Buksiński zaczął prowadzić zajęcia z ekspresji twórczej przy CK. Po dwóch latach wyłoniła się grupa improwizacji „No Potatoes”. W tamtym czasie nie rozumiano jeszcze, czym jest improwizacja. Grupa się rozeszła. – Miałem wtedy na oku kilku polskich artystów, m.in. z Kabaretu Świerszczychrząszcz – opowiada Buksiński.

Dla aktorów wspomnianego kabaretu było z kolei ważne, aby nauczyć się improwizacji. − Przy występach potrzeba nam było niekiedy zdolności improwizacji komediowej, a mieliśmy przejechać wtedy przez Polskę z potyczką z kabaretem Limo. Dlatego poprosiliśmy o współpracę Buksińskiego – wspomina Wąsowski. Ten uprawiał sztukę bez przekleństw, ostrego dowcipu i podobnych sytuacji. – Jeżeli dowcip, to w wyważonym stylu. Takie czyste „impro” zaproponowałem chłopakom. Okazało się, że w zderzeniu z „agresywnym” kabaretem Świerszczychrząszcz radzą sobie bez tekstów poniżej poziomu. – Do dziś jest granica, której nie chcemy przekraczać, choć nie boimy się sytuacji obyczajowych – tłumaczy Wąsowski.

Potem Buksiński stworzył z Ziętkiem projekt „Trzy czwarte sceny”. Do udziału zaprosili mnóstwo osób z kraju – by pokazać, że improwizatorzy mogą grać na scenie z aktorami. Premiera odbyła się podczas jednej z Nocy Kultury i okazała się sukcesem. Pojawili się tam m.in. Łukasz Szymanek i Remek Jankowski. – Zauważyłem, że można grać „impro” z ludźmi, korzystać z ich doświadczenia teatralnego, znajomości tekstu literackiego, dramatycznego czy klasycznego i wykorzystać to na scenie – precyzuje. Po zakończonym projekcie padł pomysł, aby zawiązać trwała grupę. Był już Buksiński, Szymanek, Jankowski, potem pojawił się Mirek Urban, dołączyli Michał Łysiak i Marcin Wąsowski. Nazwa Poławiacze Pereł wzięła się z tego, że Buksiński miał zdolność wyszukiwania wartościowych ludzi, a dodatkowym impulsem była opera Bizeta. Raz w miesiącu Poławiacze Pereł Improv Teatr występują w lubelskim Centrum Kultury. Uczestniczą w licznych pokazach charytatywnych, chociażby w ostatnim Wyścigu Kaczek. Grają też dla zamkniętych grup i widowni. Regularnie pojawiają się też w Centrum Zarządzania Światem w Warszawie. Mają stałą publiczność, ale wciąż przybywa nowej.

– Z warsztatami improwizacji jeździmy do osób z niepełnosprawnością, do zakładów poprawczych, ale i do grup zawodowych, które nas zapraszają i chcą się od nas wielu rzeczy nauczyć. Jesteśmy po części sztukmistrzami i aktorami dramatycznymi – akcentuje Buksiński. – Improwizacja to paliwo, napędza nas do działań. Tworzymy wiele rzeczy dookoła niej. Kręcimy filmy reklamowe, prowadzimy szkolenia dla firm, które zapraszają nas do współpracy – podkreśla Wąsowski.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy