Józef Pękala ma 95 lat i do swej żony Leonardy - lat 94 - wciąż mówi "Mała". Zawsze tak było i kiedy brali ślub 75 lat temu, i gdy ją przytulał po śmierci dwojga dzieci, i kiedy razem szli pod krzyż postawiony pod domem, by swój dzień powierzać Bogu.
Było ciepło tak, że dzieci z okolicznych domów bawiły się na pobliskiej łące. Strumień, który płynął niedaleko i las w pobliżu zamieniały miejscowość Szumów koło Kurowa w sielską dolinę. W tym miejscu swoje gospodarstwo miał także poseł na Sejm II Rzeczpospolitej Stanisław Pękala. To on niespodziewanie pojawił się wśród gromady dzieci, spojrzał na nie, po czym złapał za ucho może 7-letnią Leonardę i zaczął prowadzić w kierunku swego domu. Zaskoczona dziewczynka szła potulnie, zresztą tak zacnemu gospodarzowi i posłowi strach było się opierać. Stanisław wprowadził ją na podwórze i do swojej rodziny powiedział, wskazując na dziewczynkę: „To będzie moja synowa”. Ta popatrzyła na wszystkich i uciekła.
Jednak to nie życzenie ojca po latach wziął sobie do serca jego syn Józef, ale miłość pchała młodego chłopaka do Leonardy – dziewczyny z sąsiedztwa. – Znaliśmy się z widzenia i dziecięcych zabaw. Józek zawsze mi się podobał, ale on był z bogatej rodziny, syn posła na dużym gospodarstwie, a ja byłam siedemnastym dzieckiem moich rodziców i bieda u nas piszczała. Za to miłości było dużo. Byłam ulubienicą rodzeństwa, czułości i opieki nigdy mi nie brakowało. To sprawiało, że mimo trudnych warunków życia było we mnie zawsze dużo radości. Może to mnie wyróżniało tak, że Józef zwrócił na mnie uwagę – opowiada pani Leonarda.
Za wskazówkami babci
Czasy niestety nie sprzyjały młodym. Wybuchła wojna. W gospodarstwie Pękalów, położonym nieco na uboczu, pojawiło się wielu znajomych pana posła z rodzinami, którzy uciekając z Warszawy, szukali schronienia. – Ojciec wszystkich przyjmował. Nigdy nie było mowy, by odmówić komuś w potrzebie. Taką postawę nakazywała zresztą wiara, która w naszej rodzinie była bardzo mocna. Moja mama zmarła przy porodzie, gdy miałem 3 lata. Wychowywała nas więc babcia, dopóki ojciec po jakimś czasie nie ożenił się drugi raz – opowiada pan Józef.
Babcia Pękalowa była bardzo wierząca. Nie tylko sama co dzień modliła się długo, czytając modlitwy z grubej książeczki, ale i uczyła ich wnuki. – Nie było zmiłuj w niedziele, święta czy pierwsze piątki miesiąca. Nieważne, czy była pogoda, czy padał deszcz, czy był śnieg i tęgi mróz, babcia wysyłała nas do kościoła. Trzeba było