To jedyna taka parafia w diecezji

To jedyny kościół w diecezji, który konsekrował błogosławiony biskup Władysław Goral. Parafia do dziś posiada pamiątki związane z jego osobą, a wierni przyzywają wstawiennictwa w różnych sprawach.

Starościn to mała miejscowość, gdzie czas płynie jakby wolniej. Może to złudzenie jest efektem ciszy, jaka tu panuje, otaczających lasów i pięknych widoków. Ta mała wspólnota jednak ma w sobie wiele zapału i energii do podejmowania różnych dzieł. Tak było i w czasach międzywojennych XX wieku, kiedy powstała tu parafia. Wcześniej okoliczni mieszkańcy jeździli 10 km do kościoła w Garbowie.

- Ludzie jednak chcieli mieć księdzał na miejscu. Czasy to były inne i pokonanie 10 km. nie dla każdego było łatwym zadaniem. Dlatego zabiegali o ty, Starościn był parafią - opowiada historię ks. Wojciech Różyk proboszcz parafii.

Tak się rzeczywiście stało i w 1926 roku ówczesny biskup lubelski Marian Fulman erygował tu parafię. Początkowo na miejscu stanęła kaplica, a z czasem ludzie wybudowali plebanię i kościół, które służą wspólnocie do dnia dzisiejszego.

Ewenementem w historii tej wspólnoty jest konsekracja kościoła, której dokonał bp Władysław Goral dzisiejszy błogosławiony męczennik II wojny światowej.

- Przypuszczamy, że tak się stało z powodu związków rodzinnych biskupa Gorala z naszą parafią. Stąd pochodziła jego mama, biskup jako mały chłopiec i potem kapłan przyjeżdżał do swych krewnych, więc to jemu powierzono konsekrację nowego kościoła, a nie jak to zwykle bywało ordynariuszowi diecezji - mówi ks. Wojciech. Do dziś w Starościnie zachowały się pamiątki związane z postacią błogosławionego. Wśród nich jest ornat, w którym odprawiał Msze św. i jego kielich. W kronice parafialnej zachował się także wpis z wizytacji, jaką tu przeprowadzał.

Z parafią w Starościnie łączy się także postać Stefana Kardynała Wyszyńskiego, który podczas wojny ukrywał się w pobliskiej Kozłówce. Wiadomo, że odwiedzał on także Starościn będąc m.in. gościem rodziny bp Gorala. W pobliskich lasach sprawował Msze dla partyzantów i spotykał się z ludźmi poszukiwanymi przez Gestapo. O tamtych wydarzeniach zachowało się wiele opowieści przekazywanych kolejnym pokoleniom.

Dziś Starościn żyje spokojnie. Większość mieszkańców ma w dalszym ciągu gospodarstwa, hoduje zwierzęta, uprawia ziemię. Jednocześnie ludzie dojeżdżają do pracy do Lubartowa, Garbowa czy Lublina, bo z samej roli trudno się utrzymać.

- Niestety mamy takie czasy, że sama ziemia, szczególnie jeśli nie jest jej dużo, nie daje utrzymania rodzinom. Ludzie więc próbują radzić sobie w innych sposób. Część założyła firmy w branży remontowo-budowalnej, część dojeżdża do większych ośrodków, część wyjechała za granicę. Niestety nie ma już w parafii szkoły, bo dzieci było zbyt mało, więc i nieco trudniej dotrzeć do najmłodszych. Nie mogę jednak narzekać, bo jest w parafii wiele rodzin zaangażowanych w życie religijne, na których zawsze mogę liczyć - mówi proboszcz.

Jak bardzo ludzie są gotowi do działania na rzecz parafii, przekonał się ks. Wojciech niedawno podczas remontu wieży kościelnej.

- Wszelkie prace możliwe były do wykonania dzięki zaangażowaniu ludzi. Panowie przychodzili stawiać rusztowania, budować szalunki, zalewać beton. Stawali do pracy ramię w ramię, by kościół zyskał nowy, lepszy wygląd. Jestem za to bardzo wdzięczny - podkreśla ks. Wojciech.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..