Dr hab. Beata Piskorska z Instytutu Nauk Politycznych i Spraw Międzynarodowych KUL, ekspert Team Europe przy Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Polsce, mówi o wyborach do PE z perspektywy naszego regionu.
Ks. Rafał Pastwa: Od czego zależy, ilu kandydatów z Lubelszczyzny dostanie się do Parlamentu Europejskiego?
Dr hab. Beata Piskorska: Wybory te są specyficzne. Systemu wyboru i systemu zgłaszania kandydatów nie da się porównać z wyborami do parlamentu krajowego czy samorządu. Są dwie metody, które decydują o elekcji konkretnych kandydatów. Najpierw głosy oddane na konkretne listy przelicza się metodą D’Hondta na mandaty w skali całego kraju. Następnie, po ustaleniu liczby mandatów przypadających poszczególnym komitetom, rozdziela się je między konkretne listy w okręgach metodą Hare’a-Niemeyera. Na Lubelszczyźnie walczymy o dwa miejsca w europarlamencie. Aczkolwiek przedwyborcze badania i analizy wskazują, że nasz region do PE może wprowadzi trzy osoby.
Który z komitetów ma największe szanse?
Koalicja Europejska liczy na dwa mandaty. Natomiast według ostatnich badań na Lubelszczyźnie dwa miejsca mogą przypaść Zjednoczonej Prawicy, a jedno dla KE. Ale to wszystko przy założonej frekwencji wyborczej zbliżonej do 30 proc. W wyborach powszechnych i bezpośrednich do PE, które odbywają się przecież w 28 państwach członkowskich, każde państwo decyduje indywidualnie na podstawie własnej ordynacji wyborczej o przebiegu wyborów.
Każdemu z państw przysługuje też inna liczba mandatów.
Są przydzielane na podstawie liczby ludności w poszczególnych krajach. Dlatego przedstawiciele wszystkich państw członkowskich ubiegają się łącznie o 751 mandatów do PE. Polsce przysługuje 51.
Wyborcy głosują na konkretną listę?
Mamy w Polsce sześć zarejestrowanych list. Musimy się najpierw zdecydować na listę. Te, które zdobędą przynajmniej 5 proc. głosów, będą brały udział w rozdziale mandatów na poszczególne 13 okręgów wyborczych, na które jest podzielona Polska. Później stosuje się te dwie skomplikowane metody przeliczania głosów, o których wspomniałam wcześniej.
Frekwencja to kolejna składowa przy wyborze kandydatów do PE.
Wybory te nie cieszą się wysoką frekwencją. W poprzednich w głosowaniu udział wzięło 45 proc. osób w skali europejskiej, a na Lubelszczyźnie w 2014 r. do urn poszło 23,49 proc. mieszkańców. Te wybory są dla społeczeństwa dość abstrakcyjne. Nie wiemy często, jakie są kompetencje ludzi, których wybieramy.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się