Bazylika chełmska jest jednym z najstarszych sanktuariów na wschodzie Polski i od setek lat przyciąga pielgrzymów.
Pątnicy przybędą tu po raz kolejny 7 i 8 września, by prosić Matkę Bożą o potrzebne łaski i dziękować za otrzymane dary. Tu na tzw. górce chełmskiej znajduje się kopia jednego z najstarszych i najsłynniejszych wizerunków Bogurodzicy z Dzieciątkiem Jezus.
Królowa wielu narodów
Przed tym wizerunkiem modlili się prawosławni, później unici, potem znowu prawosławni, a od 1920 roku katolicy. Podania i legendy przypisywały cudownej ikonie Matki Bożej Chełmskiej uratowanie przed najazdem Tatarów w XIII wieku. Obraz towarzyszył także królowi Janowi Kazimierzowi w wyprawach wojennych. Mówiono, że to właśnie cudownej ikonie zawdzięczał on zwycięstwo pod Beresteczkiem.
W połowie XVII wieku powołano komisję do zbadania historii obrazu i cudów, które się dzięki niemu zdarzały. Ukoronowaniem prac była książka Jakuba Suszy, kierującego wówczas unickim gimnazjum w Chełmie, zatytułowana „Phoenix tertiato redivivus albo obraz starożytny chełmski Panny i Matki Przenajświętszej sławą cudownych swoich dzieł po trzecie ożyły...” – biskup Susza spisał w niej ponad 600 różnych cudownych zdarzeń związanych z tą ikoną. Choć od tego czasu minęły wieki, Matka Boża, której wizerunek został 254 lata temu ukoronowany, ciągle obdarza swoje dzieci pomocą.
Nowe cuda
– W ostatnim czasie otrzymałem dwa zgłoszenia o cudownych łaskach odebranych za wstawiennictwem MB Chełmskiej – mówi ks. Andrzej Sternik, proboszcz parafii. – W marcu przyszła kobieta, która walczyła z nowotworem piersi. Modliła się o zdrowie przed cudownym obrazem. Opowiadała, że tuż przed wyznaczoną operacją przyśniło się jej, że jest zdrowa. Do szpitala szła z wielkim spokojem i nawet podzieliła się swoim przeświadczeniem z lekarzami. Zoperowano ją, usunięto guza, którego oddano do badania. Po trzech tygodniach przyszła informacja, że nie ma w nim żadnych patologicznych zmian. Komórki nowotworowe zniknęły.
Dla proboszcza zdecydowanym cudem jest też uratowanie sanktuarium od pożaru. – Zawsze zamykamy bramę, a tym razem nie została ona zamknięta i tylko dlatego młodzi ludzie, którzy przechodzili obok kościoła, zobaczyli ogień. Gdyby brama była zamknięta, świątynia uległaby zniszczeniu – stwierdza ks. Sternik.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się